grafika z logotypem Biuletynu Miejskiego

Biuletyn Miejski

Miasto niepokorne

Ponad stutysięczny tłum na tzw. placu Stalina, płynące zewsząd jednoznaczne okrzyki: "Precz z ruskami!", "Precz z UB!", "Precz z Rokossowskim!", "Nie chcemy przyjaźni z Rosją!", odśpiewane kolejno: "Mazurek Dąbrowskiego", "Rota" i "My chcemy Boga", wreszcie sformowanie kilkusetosobowej "wyprawy na Młyn", czyli więzienie przy ul. Młyńskiej...

Satyryczny rysunek ilustrujący upadek stalinizmu, opublikowany w poznańskim piśmie "Wyboje" 1956, nr 3 - grafika artykułu
Satyryczny rysunek ilustrujący upadek stalinizmu, opublikowany w poznańskim piśmie "Wyboje" 1956, nr 3

Opisana sekwencja wydarzeń nie dotyczy, wbrew pozorom, Czerwca 1956, a młodszego o niemal cztery miesiące Października 1956, który miał w Poznaniu wyjątkowo widowiskowy przebieg. Wiatr politycznych zmian, który wczesną jesienią 1956 roku wyniósł do władzy Władysława Gomułkę, uruchomił gwałtowny wzrost społecznej aktywności, o czym świadczy gigantyczna fala niezwykle żywiołowych ulicznych demonstracji, masówek i wieców, które tuż po VIII Plenum KC PZPR przetoczyły się przez Polskę. Poznań nie był oczywiście pod tym względem białą plamą, co w jego przypadku wzmacniała dodatkowo nieodległa i wciąż żywa Czerwcowa perspektywa. W stolicy Wielkopolski wiodącą rolę odgrywali od początku mocno rozpolitykowani studenci. Nie może zatem dziwić, że jeden z pierwszych poznańskich wieców odbył się 21 października 1956 roku w Domu Studenckim im. Hanki Sawickiej przy al. Stalingradzkiej. Szybko się zarazem okazało, że stanowił on jedynie skromne preludium dla wydarzeń, których Poznań miał być świadkiem w ciągu kilku najbliższych dni.

Przyniosły one dziesiątki kolejnych manifestacji, pierwsze z nich odbywały się zaś już rankiem 22 października 1956 roku. Tego dnia wiecowało m.in. kilka tysięcy studentów Wyższej Szkoły Rolniczej, którzy m.in. wygwizdali I sekretarza KU PZPR, namawiającego ich do wspólnego odśpiewania Międzynarodówki. W zamian zaintonowali Mazurka Dąbrowskiego, po czym przystąpili do spontanicznego zgłaszania postulatów, które ich zdaniem winny się znaleźć w przygotowywanej rezolucji. Wśród owacyjnie przyjmowanych propozycji zawierających m.in. żądania pełnej suwerenności dla kraju, wyrażających dezaprobatę dla Konstantego Rokossowskiego czy też domagających się natychmiastowego wyjaśnienia sprawy Katynia znalazły się skądinąd również te Czerwcowe. Studenci WSR zażądali m.in. zmiany nazwy Zakładów Metalowych im. J. Stalina (ZISPO) na Zakłady im. 28 Czerwca 1956 r. oraz domagali się zastąpienia ul. K. Rokossowskiego (ówczesna nazwa ul. Głogowskiej) ulicą Bohaterów Poznania.

Gwałtowność tego rodzaju wydarzeń nie oznaczała, że w gmachu KW PZPR zamierzano wyrzec się możliwości wpływania na kształt bieżącej sytuacji panującej w mieście. Jaskrawym potwierdzeniem takiego stanowiska były próby zablokowania bądź też maksymalnego zneutralizowania studenckiego wiecu, który wieczorem 23 października 1956 roku zaplanowano w Auli Uniwersyteckiej. Lokalne władze dręczył zwłaszcza fakt, iż akademicka młodzież zaprosiła do udziału w nim swoich rówieśników z poznańskich fabryk. I choć kulisy jego organizacji wciąż pozostają trudne do odtworzenia, to wydaje się, że dynamicznie zmieniająca się sytuacja w pewnym momencie dość wyraźnie wymknęła się spod kontroli partyjnych władz. Informacja o wieczornym wiecu lotem błyskawicy ogarnęła bowiem całe miasto, powodując, iż olbrzymia rzesza poznaniaków zapragnęła wziąć w nim udział. Perspektywa tysięcy ludzi, którzy z własnej woli postanowili spotkać się dokładnie w tym samym miejscu co kilka miesięcy wcześniej, budziła w partyjnych gremiach bardzo złe wspomnienia. Na kilka godzin przed planowanym wiecem sytuacja uległa jednak diametralnej zmianie. Wszystko za sprawą informacji o przyjeździe do Poznania jednego z najbliższych współpracowników Władysława Gomułki - Ignacego Logi-Sowińskiego. Na wieść o tym I sekretarz KW PZPR Jan Izydorczyk wykonał gwałtowną woltę i nagle okazało się, że nie tylko popiera studenckie zgromadzenie, ale wręcz zamierza wziąć w nim udział. Sam wiec z całą pewnością był jedną z największych październikowych manifestacji w kraju, gdyż wedle różnych szacunków zgromadził od 100 tys. do nawet 200 tys. uczestników. Tak samo jak 28 czerwca 1956 roku rozległy plac rozciągający się pomiędzy Aulą Uniwersytecką i zamkiem wypełnił się falującym tłumem żądnym konkretnych deklaracji ze strony władz. Głos zabrali wówczas zarówno Loga-Sowiński, jak i Izydorczyk, którzy wyraźnie skupili się na tonowaniu rozpalonych nastrojów. I gdyby oprzeć się jedynie na relacji zamieszczonej nazajutrz w "Głosie Wielkopolskim", otrzymalibyśmy niemal sielankowy obraz zgromadzenia, podczas którego pomiędzy przedstawicielami "ludowej" władzy a społeczeństwem "wytworzył się serdeczny i pełen wzajemnego zrozumienia kontakt". Uczestniczący w manifestacji dziennikarz Włodzimierz Braniecki po latach pisał jednak wprost: "Nad tysiącami ludzi niósł się jeden, skandowany przez wszystkich, powtarzany niezmordowanie krzyk: »Kto kazał strzelać?« Wtedy, 28 czerwca 1956 r.". Co znamienne, spora część uczestników wiecu tuż po jego zakończeniu próbowała udać się pod "Młyn", czyli więzienie przy ul. Młyńskiej, a następnie na "Kochanaja" - siedzibę WUBP przy ul. Kochanowskiego, co stanowiłoby czytelne powtórzenie trasy z 28 czerwca 1956 roku. Ostatecznie do tego nie doszło (osobiście interweniował m.in. goszczący wówczas w Poznaniu warszawski trybun ludowy Lechosław Goździk!), choć pewna grupa manifestantów podążyła pod bramę ZISPO, gdzie zerwano tablicę z imieniem ich niechcianego patrona.

Gorąca atmosfera towarzysząca opisanym wydarzeniom utrzymywała się na poznańskiej ulicy przez kilkanaście kolejnych dni. Nie poddawali się zwłaszcza studenci, wiele organizowanych przez nich spotkań kończyło się zaś spontanicznym wyjściem na ulicę. Do najpoważniejszej tego rodzaju próby doszło najprawdopodobniej 30 października 1956 roku, gdy kilkutysięczny tłum demonstracyjnie dzierżący flagi Polski i walczących o wolność Węgier protestował pod gmachem KW PZPR. Życzliwość okazywana Bratankom była w tamtych dniach zresztą nieomal powszechna. Pieniądze, lekarstwa, środki opatrunkowe, a nawet krew oddawali dla bohaterskich Madziarów zarówno studenci, którzy w tym celu zaciągnęli nawet specjalne warty pod Aulą Uniwersytecką, jak i poznańscy robotnicy. Dodajmy, że wraz z początkiem listopada 1956 roku rewolucyjne nastroje panujące w Poznaniu zaczęły "nowym" partyjnym włodarzom coraz bardziej ciążyć. Gomułkowskie hasło: "Dość wiecowania!", które długo nie mogło się tutaj przyjąć, postanowiono zatem wcielić w życie przy pomocy milicji, która sięgnąwszy po pałki oraz gazy łzawiące, przywróciła na poznańskich ulicach tak bardzo oczekiwany w Warszawie spokój.

Piotr Grzelczak