grafika z logotypem Biuletynu Miejskiego

Biuletyn Miejski

Polska czeka na Dubczeka

Późnym latem 1968 roku sprzymierzone siły pięciu państw Układa Warszawskiego (w tym Ludowe Wojsko Polskie) dokonały inwazji na Czechosłowację, kładąc tym samym kres Praskiej Wiośnie. "Co wam zrobił naród czeski?" - pytali 50 lat temu rozgoryczeni poznaniacy.

Praska Wiosna, 1968 r., fot. Wikipedia Commons - grafika artykułu
Praska Wiosna, 1968 r., fot. Wikipedia Commons

Nasz południowy sąsiad był jednym z tych państw bloku wschodniego, które de facto nie przeszło destalinizacji w 1956 roku. Opóźnione procesy związane z liberalizacją opresyjnego systemu zaczęły się nad Wełtawą dopiero w latach 60., znacznie zaś przyspieszyły wraz z objęciem władzy w Komunistycznej Partii Czechosłowacji przez Aleksandra Dubczeka. Uruchomił on głęboki program reform, które w krótkim czasie doprowadziły m.in. do zniesienia cenzury, usamodzielnienia mediów, pluralizacji życia politycznego (możliwość zakładania niezależnych organizacji!), rozluźnienia polityki wobec Kościołów, w przyszłości planowano dodatkowo federalizację CSRS, deklarując równouprawnienie Słowacji. Praska Wiosna stała się faktem, z którym z trudem radzili sobie przywódcy "wspólnoty socjalistycznej" z Leonidem Breżniewem na czele. Sformułowana przezeń niemal na gorąco słynna doktryna o ograniczonej suwerenności państw bloku sowieckiego, której akuszerem był w sporej mierze Władysław Gomułka, już niebawem miała zostać wprowadzona w życie.

"Bratnia pomoc"

21 sierpnia 1968 roku około 250 tys. żołnierzy pięciu państw Układu Warszawskiego (ZSRS, PRL, Węgry, Bułgaria i NRD) najechało na Czechosłowację w ramach Operacji "Dunaj", której celem była zmiana władz CSRS i zatrzymanie procesu reform. W brutalnym zdławieniu wielkiego czechosłowackiego ruchu społecznego wzięło udział 25 tys. żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, którzy przez kolejne tygodnie okupowali znaczny obszar na północy Czech (20 tys. km kw.). Wydarzeń rozgrywających się za naszą południową granicą, ale i znacznych ruchów wojsk sowieckich w obrębie samej PRL nie sposób było oczywiście ukryć przed polskim społeczeństwem. Rzecz należało jednak stosownie opakować propagandową watą i podać opinii publicznej przy pomocy powolnych mediów. Prasa kreowała zatem fałszywy obraz, w ramach którego to władze Czechosłowacji zwróciły się do "Polski, Związku Radzieckiego i innych państw sojuszniczych z prośbą o udzielenie bratniemu narodowi czechosłowackiemu natychmiastowej pomocy". Wszystko to za sprawą "zagrożenia, które powstało dla ustroju socjalistycznego w Czechosłowacji" ze strony "sił kontrrewolucyjnych, które są w zmowie z wrogimi dla socjalizmu siłami zewnętrznymi". Nie trzeba chyba dodawać, że w myśl podobnych enuncjacji prawdziwym przeciwnikiem byli "bońscy militaryści", realizujący swój niecny program nowego podboju Europy.

Hańba dla munduru

Ów świat przedstawień kreślony na łamach niemal wszystkich krajowych tytułów i sączący się z radiowych głośników miał się rzecz jasna nijak do faktycznych nastrojów społecznych panujących w PRL, które zwłaszcza na prowincji (Jarocin, Kościan, Śrem, Wolsztyn) przyczyniły się początkowo do masowego wykupywania towarów pierwszej potrzeby i wycofywania oszczędności z PKO. Paradoksalnie doskonale zdawała sobie z tego sprawę komunistyczna Służba Bezpieczeństwa prowadząca w całej Polsce szeroko zakrojoną Operację "Podhale", wymierzoną przeciwko "ewentualnym wrogim zamierzeniom". Polacy, którzy zaledwie 12 lat wcześniej udzielili masowego poparcia Węgrom, przyjęli bowiem "bratnią" interwencję w Czechosłowacji z oburzeniem, powszechnie uważano też, że udział w niej hańbi mundur polskiego żołnierza. Dezaprobatę wobec gwałtu zadanego Czechom i Słowakom demonstrowano w rozmaity sposób, Poznań zaś i Wielkopolska nie były bynajmniej białą plamą na ogólnopolskiej mapie oporu społecznego.

"Wrogie wypowiedzi i napisy"

Najczęstszą formą okazywania niezadowolenia były tzw. "wrogie wypowiedzi", które skwapliwie odnotowywano w raportach SB. Wystarczyło w czasie przerwy śniadaniowej nieopatrznie zapewnić kolegów z fabryki: "My teraz zabierzemy się za komunistów, tak jak [oni] wzięli się za Czechów", by napytać sobie sporej biedy, o czym przekonał się m.in. pewien robotnik z Wronek. Znacznie bezpieczniejszym sposobem podważającym informacyjny monopol władz były akcje ulotkowe, które niekiedy przybierały daleko szerszy zasięg niż w marcu 1968. Jedną z nich była ta przeprowadzona w nocy 24 sierpnia 1968 roku przy ul. Marszałkowskiej w Poznaniu, gdzie dokonano kolportażu blisko setki "nielegalnych ulotek", opatrzonych jednoznacznymi hasłami: "Komuniści imperialistyczni precz z Czechosłowacji", "Co wam zrobił naród czeski?", "Rosjanie, nie CSRS jest waszą ojczyzną!". Niebawem, w ślad za akcją ulotkową, poznańskie i wielkopolskie mury zostały gęsto pokryte "wrogimi napisami", które tuż po ujawnieniu przez SB i MO błyskawicznie zamalowywano. Ich treść nie pozostawia w zasadzie wątpliwości, po której stronie swoje sympatie lokowali poznaniacy: "Napaść na CSRS hańbą dla Polski", "ZSRR agresorem", "Niech żyje CSRS!", "Wiwat Dubczek!", "Breżniew = Hitler", "ZSRR - mordercy", "Ręce precz od CSRS!". Warto o tej niewymuszonej solidarności, okazywanej ponad głowami rządzących, pamiętać.

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018