grafika z logotypem Biuletynu Miejskiego

Biuletyn Miejski

Porządek à la Ratajski

Z rozwagą, spokojem i niezwykle sprawnie pełnił swoje obowiązki prezydenta Poznania Cyryl Ratajski we wrześniu 1939 roku. Dzięki temu uniknięto niepotrzebnego rozlewu krwi.

Most Cybiński wysadzony we wrześniu 1939 roku przez wycofujące się z Poznania polskie wojska, fot. Zbigniew Zielonacki / cyryl.poznan.pl - grafika artykułu
Most Cybiński wysadzony we wrześniu 1939 roku przez wycofujące się z Poznania polskie wojska, fot. Zbigniew Zielonacki / cyryl.poznan.pl

4 września 1939 roku o świcie Poznań opuścił starosta grodzki Ignacy Głodowski, wyprowadzając z miasta garnizon Policji Państwowej. Nad ranem wyjechał również tymczasowy prezydent Zygmunt Zalewski. Brak policjantów na ulicach ożywił poznański półświatek. W mieście doszło do pierwszych rozruchów i napadów.

Sanacja wyjeżdża, wraca Ratajski

Zalewski nie przekazał nikomu swoich obowiązków. Ale stan bezwładzy trwał krótko: w dzielnicach niemal natychmiast zorganizowały się oddziały Straży Obywatelskiej. Utworzyli je harcerze, młodzież i rzemieślnicy, instruowani przez emerytowanych policjantów. Uzbrojeni w zabytkowe szpady i dubeltówki harcerze obsadzili Komendę Policji Państwowej.

O godzinie 11 w ratuszu zebrali się rajcy. Obrady prowadził szef klubu radnych Stronnictwa Narodowego Stanisław Celichowski, który objął dowództwo nad Strażą Obywatelską. Celichowski zaapelował, by członkowie Straży nie opuszczali miasta. Sam jednak - w obawie przed zemstą Niemców za udział w powstaniu wielkopolskim - wyjechał wkrótce z Poznania na wschód. Nowym szefem Straży został Jan Skotarek, emerytowany podpułkownik, również były powstaniec wielkopolski, poproszony o to przez radnych. Dowodzeni przez Skotarka strażnicy założyli niebieskie opaski z herbem miasta i napisem "Straż Obywatelska". Uzbrojeni zostali w starą broń ze zbrojowni miejskiej przy ul. Wielkie Garbary.

Skotarek zaproponował, by radni poprosili Cyryla Ratajskiego, prezydenta Poznania w latach 1925-1934, zmuszonego do odejścia przez sanację, o ponowne przyjęcie stanowiska. 5 września delegacja ze Skotarkiem na czele przyjechała do domu Ratajskiego w Puszczykowie. Ten zgodził się przyjąć urząd. "Nawołuję wszystkich Obywateli do bezwzględnego zachowania spokoju i udzielenia posłuchu przedstawicielom władz przeze mnie ustanawianych" - zaapelował wieczorem w nadzwyczajnym wydaniu "Kurjera Poznańskiego".

We wrześniu 1939 roku w szeregach Straży Obywatelskiej służyło 275 poznaniaków. Choć na wschód ewakuowali się też strażacy, w mieście wznowiła działalność straż pożarna, złożona z... 20 strażaków, którzy dotarli do Poznania w ramach ewakuacji z Grodziska i Zbąszynia. Funkcjonowały również służby sanitarne zorganizowane przez działaczy PCK. Dowodził nimi Antoni Witkowski.

Naprawianie szkód

5 września nad ranem saperzy wycofującego się Wojska Polskiego wysadzili mosty na Warcie: Chwaliszewski, Starołęcki, Chrobrego, Cybiński oraz most na Szelągu i tamę Garbarską. Skomplikowało to życie w mieście, bo saperzy - niszcząc most Chwaliszewski, zerwali też kable energetyczne zasilające sieć trakcyjną z elektrowni na Garbarach. Mimo to już 10 września wszystkie bimby, poza "dziesiątką", wyjechały ponownie na ulice. Nadal działała bowiem stara elektrownia na terenie gazowni miejskiej.

Szybko zapewniono prowizoryczną komunikację między dwoma brzegami Warty. 8 września rzekę można już było pokonać promem na wysokości gazowni, kładką przerzuconą przez wysadzony most Chwaliszewski lub po improwizowanym moście drewnianym na wysokości Łazienek Miejskich.

W kolejnych dniach służby prezydenta Ratajskiego naprawiły zniszczony wodociąg. Przystąpiono również do masowych pogrzebów ofiar nalotów z 1 września - wszystko po to, aby uniknąć epidemii. Magistrat wypłacał zatrudnionym przy pochówkach stawkę 20 zł od każdych pogrzebanych szczątków. Z powodu stresującej pracy każdy grabarz mógł też liczyć na dodatkowy przydział wódki. Ofiary nalotów pochowano w trzech wspólnych mogiłach na cmentarzu świętomarcińskim i farnym przy ulicach Grunwaldzkiej i Bukowskiej oraz na cmentarzu św. Wojciecha.

7 września władze miasta z Ratajskim na czele spisały szkody wyrządzone bombardowaniami miasta i wezwały właścicieli domów uszkodzonych nalotami do usunięcia groźnych nawisów. Naprawiono główny kolektor wodny przy Drodze Dębińskiej. Ratajski wprowadził tego dnia godzinę policyjną (od 22.00 do 5.00) oraz zakaz spożywania alkoholu. W obawie przed represjami ze strony Niemców zabronił też noszenia mundurów wojskowych i organizacyjnych oraz nakazał zdawanie broni. Przestrzegał jednocześnie przed próbami użycia jej wobec Niemców. Kiedy emerytowani oficerowie Wojska Polskiego zaoferowali mu pomoc w zorganizowaniu obrony miasta, Ratajski odrzucił taką możliwość. Obawiał się fali samosądów.

Przewidujący gospodarz

Ratajski zadbał też o bezpieczeństwo 37 Niemców, internowanych i przetrzymywanych w więzieniu na Młyńskiej. Choć domagali się natychmiastowego wypuszczenia, przekonał ich, że lepiej będzie, jeśli poczekają do nadejścia Wehrmachtu w murach więzienia. Aresztowani Niemcy podpisali oświadczenie, że w więzieniu pozostali dobrowolnie. O to, by nie głodowali, zatroszczył się jeden z nich, wybrany na łącznika.

10 września około godziny 10 na Stary Rynek wjechała zmotoryzowana grupa 14 żołnierzy niemieckich z samochodem pancernym. Był to patrol 148. pułku Grenzschutzu. Do południa do centrum miasta dotarły kolejne niemieckie patrole. Witały je z radością krzykliwe grupy mniejszości niemieckiej. Po południu w dodatku nadzwyczajnym "Kuriera Poznańskiego" ukazał się komunikat prezydenta Ratajskiego: "Wyrażamy przekonanie, że obywatele m. Poznania okażą w tych ciężkich dla nas chwilach całą pełnię rozsądku i rozwagi, zachowując spokój najzupełniejszy".

Do ratusza wkroczyli niemieccy wojskowi z majorem Saherem na czele. Chcieli wpisać do Złotej Księgi Miasta Poznania, że Poznań przeszedł w ręce niemieckie. Ratajski udał jednak, że księga zaginęła, i zaproponował Niemcom wpis na urzędowym blankiecie. Wehrmacht przydzielił Ratajskiemu niemieckiego zastępcę - Fritza Pfeiffera, dyrektora banku. I nakazał sprowadzić do ratusza zakładników.

14 września w południe do ratusza przyjechał Arthur Greiser, niemiecki namiestnik, który na siedzibę wybrał pruski zamek. - Dziękuję panu za dotychczasową działalność, teraz urząd pański przejmie pan radca ministerialny Gerhard Scheffler - oświadczył Ratajskiemu. Niemcy pozwolili mu wrócić do domu.

*Korzystałem z książki Zenona Szymankiewicza Poznań we wrześniu 1939 r.

Piotr Bojarski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019