Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

Król umiera

Czy oglądanie czyjegoś umierania może być fascynujące? Ależ oczywiście! Zwłaszcza gdy umiera władca, patriarcha, człowiek wszechpotężny, którego jednak też wreszcie dorwała śmierć. Kino jest przecież formą voyeuryzmu. Czasami pozwala nam - z bezpiecznego dystansu "artystycznej" konwencji - podglądać to, co w kulturze stanowi tabu, budzi w nas grozę i przerażenie. O filmie "Śmierć Ludwika XIV" pisze Bartosz Żurawiecki.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Kataloński reżyser Albert Serra w Śmierci Ludwika XIV przez dwie godziny pokazuje nam  agonię Króla Słońce. I właściwie nic ponadto. Kamera nie opuszcza sypialni, w której dogorywa władca (gra go Jean-Pierre Leaud, niegdyś młoda gwiazda filmów francuskiej Nowej Fali). W wielgachnej peruce, w swych wspaniałych monarszych szatach, otoczony przez grono doradców, lekarzy, sług... Początkowo jest jeszcze w stanie wydawać jakieś rozkazy, podpisywać dokumenty. Próbuje nawet wstać, by udać się na posiedzenia rady. Ale słabnie z każdym dniem. Gangrena zżera mu lewą nogę - nie wypada jednak przecież, by amputować choćby kawałek "boskiego ciała" monarchy. Ludwik cierpi więc i coraz bardziej zapada się w sobie. Dopuszcza do siebie jakiegoś szarlatana, który daje mu do wypicia "cudowny eliksir". Ale wszystko to na nic. Słońce blaknie, zachodzi, odchodzi w niebyt.

A my patrzymy na to z fascynacją i podnieceniem, choć przecież na ekranie właściwie nic się nie dzieje. Jedynie umiera człowiek, umiera król. Barokowy przepych, cały majestat władzy absolutnej, wszystkie dworskie intrygi i układy zostają w tamtych dniach zredukowane do jednej komnaty, jednego łóżka i jednego - powoli, acz nieubłaganie - niszczejącego ciała. Ciekawe, co takiego jest w śmierci, że od wieków stanowi najbardziej intrygującą zagadkę ludzkości?

Bartosz Żurawiecki

  • "Śmierć Ludwika XIV"
  • reż. A. Serra
  • premiera 3.03