Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Terapia małżeńska

Kultura to nie tylko rozrywka. Nie tylko śmiechy i zabawa, blichtr i błysk fleszy. Sztuka ma za zadanie zwracać uwagę, uczyć myśleć, a nawet być przyczynkiem do podejmowania konkretnych działań. Dotyka spraw ważnych i poważnych. Ot, choćby małżeństwa!

. - grafika artykułu
Widownia Teatru Polskiego w Poznaniu, fot. Józef Puciński, 1925, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"We Lwowie graną tę sztukę w dekoracjach formistycznych tak uproszczonych, aby rzecz działa się wszędzie i nigdzie, w takim kraju, który istnieje w wyobraźni autora, lecz na świecie go niema. Nic słuszniejszego. Takie sztuki Shawa, jak Nowa umowa są traktatami na obrany temat: w tym razie na temat małżeństwa. (...) Na małżeństwo, jako na instytucję, ruszył po wojnie szturm najprzeróżniejszych armij"* - pisał Witold Noskowski w swojej recenzji sztuki Shawa, opublikowanej na łamach "Kuriera Poznańskiego" (nr 397/1932). Spektakl można było obejrzeć w Teatrze Polskim w Poznaniu, a reżyserowała go znakomita Irena Solska, która oprócz reżyserowania, zdecydowała się również wcielić w jedną z ról w tymże przedstawieniu.

"Co z tych rozpraw wynika?" - pyta dalej Noskowski. A to wynika, co już po wielekroć potwierdzali wszyscy, którzy mieli okazją zawrzeć związek małżeński, a także ci, którzy nie mieli ani okazji, ani chęci, ale obserwacje pozwoliły im wysnuć odpowiednie wnioski, a mianowicie takie, że małżeństwo "jest sprawą bardzo skomplikowaną". "O wiele więcej, niż się wydaje dwojgu ludziom, którzy razem mają mniej niż pięćdziesiąt lat, a którym się bardzo spieszy. Dowiedzą się o tem sami, i to zwykle na długo przedtem, nim będą mieli po pięćdziesiąt lat każde dla siebie" - pisze dalej autor, a czytelnik - szczególnie ten już życiowo doświadczony, który z niejednego pieca jadł chleb, niejedno widział, niejedno przeżył, musiał pokiwać głową ze zrozumieniem, a może nawet westchnął, jak wzdychać potrafi tylko człowiek, który wie! A wie to mianowicie, że życie to, tak ogólnie rzecz ujmując, do łatwych nie należy, a relacje to wyższa szkoła jazdy. Tłem tych niełatwych spraw między dwojgiem ludzi, którzy założyli sobie na palce złote obrączki, ale przecież nie tylko, są kwestie religijne, społeczne, a "nawet najbanalniejsze towarzyskie". Tytułowa "nowa umowa" ma być rodzajem dokumentu, podpisywanego pomiędzy dwojgiem osób w zastępstwie zawarcia tradycyjnego ślubu. Problem pojawia się już jednak na etapie jej przypieczętowania, ponieważ "okazuje się, że każdy chciałby widzieć tekst taki, który odpowiada jemu, jego upodobaniom, życzeniom, wreszcie kaprysom i bzikom"! Co dalej? "Nie mogą zgodzić się, projekt upada". Jaki z tego morał miałby płynąć dla widzów? Taki mianowicie, że - jak zawsze - wszystko zależy od ludzi. W konsekwencji, jak i w sztuce, okazuje się, że "para, która miała się rozejść, bierze ślub", a "inna, która już się rozwiodła, wraca do siebie". "Ostatecznie wszystko zostaje po dawnemu i tego, zdaje się, chciał Shaw, abyśmy się dorozumieli" - podsumowuje Noskowski.

Skąd sukces twórcy? Skąd zachwyty publiczności? Na to pytanie odpowiada ukrywający się za inicjałami J.K. recenzent spektaklu, który swoją opinię umieścił w "Nowym Kurierze" (nr 202/1932). Nową umowę małżeńską zestawił ze wszystkimi innymi utworami Shawa, pisząc o niej: "balansuje sensacyjnie ujęta treścią swoją między pustym, frywolnym śmiechem a powagą, między komizmem a tragizmem życia i ludzi, celowo dezorientując widza co do istotnej, przewodniej myśli, jaka jej niewątpliwie przyświeca". Odbiorca ma więc do czynienia z ogromnym spektrum odczuć - raz podrywa się ze śmiechu, innym razem w zamyśleniu zatrzymuje, by zastanowić nad tym, co właśnie zobaczył i usłyszał.

Sama sztuka i jej tematyka wydawały się niezwykle pociągające, jednak nie brakowało pełnych zachwytu słów także na temat samej Solskiej. Czymże byłby spektakl bez reżysera, aktorów i wszystkich tych innych osób, których niekiedy nie znamy i nie widzimy, bo  kryją się za kulisami, a które wspólnym wysiłkiem potrafią sztukę zgrabnie i przekonująco przenieść na scenę? "Irena Solska, jedna z największych polskich artystek dramatycznych, jest wabikiem teatralnym pierwszej mocy. Każdorazowe jej występy gościnne wywołują w szerokich kołach publiczności ogromne zainteresowanie, którego rezultat odbija się zawsze - w postaci mocno zwiększonej frekwencji - bardzo korzystnie na finansowej stronie teatru" - reklamował gwiazdę J.K. Solska miała tu okazję spełnić się w dwóch rolach - z każdej wywiązała się wspaniale, generując razem z całym zespołem ogromny sukces komedii Shawa. Nie da się ukryć, że to właśnie przede wszystkim dla niej miłośnicy teatru udali się na przedstawienie. Czym podbiła serca publiczności? Dykcją, mimiką i gestem. J.K. zwracał uwagę, że "szczególnie wyraziście wypadła scena omdlenia i transu w akcie trzecim, w której Solska - mistrzyni niedościgła w wywoływaniu niesamowitych nastrojów - była znowu w swoim żywiole".

Nie szczędzono jednak komplementów i pozostałym aktorom. Kreczmar wyróżnił się "inteligentną grą w roli wielkiego bałamuta", Nuna Szczurkiewiczowa-Młodziejowska "w zabawnej roli Lesbji błysnęła znowu swoją nigdy niezawodną, wrodzoną wytwornością i dystynkcją". "Interesująco zaprezentowała się nowa siła Teatru Polskiego, p. Bronisława Frankowska", "bardzo trafnie ujął i odtworzył postać superintendenta J. Fiszer - Płonka", pani Biesiadecka "kreowała przezabawnie postać pomylonej w swoich teorjach małżeńskich Leontyny", "p. Kwaskowski niezwykle sumiennie odegrał komiczną postać kapelana", a Kordowski "po swojemu oddał rolę Collinsa, budząc uznanie dla swojego prawdziwego talentu". Niemalże wszyscy wypadli wspaniale. Niemalże, bo zawsze trafi się czarna owca, ale o czarnych owcach nie mówmy...

Plejada znakomitości pod przewodnictwem Solskiej oddała sztukę Shawa tak, by widzowie wyszli nie tylko oszołomieni udanym wieczorem, ale by wzięli sobie do serca treść, a może nawet pod wpływem sztuki - zmienili swoje życie. Już chyba nikt nie wątpi, że sztuka ma taką moc, a choć wzniosła, dotyka też spraw codziennych, rzekłabym - prozaicznych, a jednocześnie istotnych?

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022