Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Bullet Ballet

Dwie części temu ktoś nierozważnie zabił mu psa, zmuszając do powrotu ze spokojnej emerytury. Od tego czasu z kulką w głowie skończyło pewnie już kilkaset osób i wszystko wskazuje na to, że zabawa dopiero się rozkręca. John Wick powraca bowiem w trzeciej odsłonie serii i tym razem staje naprzeciw całej światowej organizacji płatnych zabójców, do której jeszcze niedawno należał.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

A ta jest niemała - wydaje się, że w tym Wickowskim uniwersum płatnym zabójcą jest co czwarty obywatel, a policja czy inne organy stojące na straży prawa w ogóle nie istnieją. Chociaż w sumie sama organizacja w pewnym sensie stoi na straży prawa - tego ustanowionego przez siebie, którego złamanie jest surowo karane, najczęściej bolesną śmiercią. A John złamał jedną z zasad najważniejszych - wykonał wyrok na kimś w hotelu Continental, w którym jest to surowo wzbronione. Na dodatek uczynił to na nowym członku najwyższej rady zabójców, co było równoznaczne z przybiciem gwoździ do własnej trumny. No, jakiejś trumny na pewno, bo jak stwierdza menedżer Continentalu, w walce Wicka z resztą świata szanse wydają się wyrównane.

Cała seria pewnie zaczęłaby już zjadać własny ogon w tym przesuwaniu granic według zasady "szybciej, mocniej, więcej", gdyby nie światotwórcze zacięcie reżysera Chada Stahelskiego, który rozbudowuje to przedziwne uniwersum z uporem godnym seryjnego mordercy. Dzięki temu przygody głównego bohatera nie są jakimś wyłomem w filmowej rzeczywistości, ale jej integralnym, żeby nie rzec fundamentalnym elementem, wokół którego koncentruje się, niczym w oku śmiercionośnego cyklonu, estetycznie rozbuchana akcja. Bo że ten krwawy balet kul i ostrzy jest wizualnie satysfakcjonujący, nie ma żadnych wątpliwości. To przecież nie tylko zamaszysty ukłon w stronę hongkońskiego kina akcji z lat 80. i 90. spod znaku gun fu, ale też nawiązania do "Wejścia smoka" (walka w oszklonym pomieszczeniu) czy zalążki dystopijnej estetyki (Nowy Jork skąpany w deszczu mógłby być wczesnym prototypem metropolii znanej z "Blade Runnera").

Dziwnie się patrzy na Keanu Reevesa gromiącego tabuny perfekcyjnie wyszkolonych zabójców. Wszak gość jest po pięćdziesiątce i mógłby już powoli dołączać do emeryckich kopaczy z "Niezniszczalnych" pod wodzą Sylvestra Stallone'a. Zresztą gdzieś tam spod koszuli przebija mu momentami kawałek brzucha (zapewne nie przez przypadek po rozgrzanej pustyni wędruje w pełnym garniturze), a jednak przed kamerą wyczynia cuda - mniejsza o to, ile w tym jest jego, a ile dublerów kaskaderów. Mam taką teorię, że Wick to tak naprawdę Neo z "Matrixa", który wybrał niebieską pigułkę, w zamian przybierając nową tożsamość i stając się niemalże bogiem w jednym z wirtualnych światów, niczym krwawą hostię rozdającym headshoty swoim adwersarzom, którzy - o zgrozo - nieraz okazują się jego największymi fanami.

Jest tu jednak trochę niekonsekwencji - jedynka była opowieścią o zemście, w dwójce chodziło o zasady rządzące światem zabójców, a w trójce już trochę nie do końca wiadomo o co chodzi. Bo nagle okazuje się, że są zasady wykluczające się, jedne ważniejsze, inne trochę mniej, i całkiem łatwo się w tym wszystkim pogubić. Na dodatek główny bohater ma mało przekonujące motywacje - owszem, walczy o przetrwanie, ale po co? Żeby zachować pamięć o żonie. Niespecjalnie trzyma się kupy? Nieważne, w końcu Wick porusza też donioślejsze tematy - nie tylko już na początku filmu rozstrzyga jeden z najważniejszych współczesnych dylematów, o który głowy rozbijały sobie największe osobistości kultury (co jest lepsze: e-book czy tradycyjna papierowa książka? cóż, e-bookiem jeszcze nikt nikogo nie zabił), ale również przypomina, że zwierząt pod żadnym pozorem nie wolno krzywdzić. Czyli niejako powraca do korzeni i robi to z gracją galopującego po ulicach miasta rumaka.

Pal licho więc nieścisłości - "John Wick 3", zresztą wespół z poprzednimi częściami, to po "Mad Maxie: Na drodze gniewu" najlepsze, co ma do zaoferowania współczesne kino akcji. A Keanu, który w scenach dialogowych bywa drętwy, jak dla mnie może grać Wicka do końca świata. Bo ja tę stworzoną z prawdziwą pasją, miłością i pieczołowitością filmową rzeczywistość kupuję z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Adam Horowski

  • "John Wick 3"
  • reż. Chad Stahelski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019