Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

BLISCY NIEZNAJOMI. By odnieść sukces, należy umrzeć

Sztuka tworzona przez artystów i dla artystów. Wycinka Holzfällen w reżyserii Krystiana Lupy to gorzka próba rozliczenia się z pustosłowiem towarzyszącym postawom artystów.

. - grafika artykułu
fot. Natalia Kabanow

Salon Mai Auersberger (Halina Rasiakówna) to miejsce regularnie odbywających się kolacji artystycznych. Ich gośćmi są członkowie lokalnej społeczności: od "wiecznie debiutujących" Jamesa i Joyca (Adam Szczyszczaj, Michał Opaliński) po uznaną ‒ choćby powierzchownie ‒ postać Aktora Teatru Narodowego (gościnnie Jan Frycz); od bezmyślnej, prowincjonalnej "tutejszej Virginii Woolf" (Ewa Skibińska) po refleksyjnego, kontemplującego rzeczywistość przez pryzmat utraconej przeszłości Thomasa Berhnarda (Piotr Skiba).

Po prostu być

Tematy podejmowane podczas rozmów przy kolacji są przyczynkami do zreferowania ostatnio przeczytanych artykułów i zasłyszanych opinii. Przeciągające się rozmowy zatopione są w sennej atmosferze. Obnażają powierzchowność oraz pustosłowie wypowiedzi zaproszonych gości, którzy funkcjonują jak bohater powieści Jerzego Kosińskiego "Wystarczy być" ‒ po prostu są. Z ich obecności nic nie wynika.

Pławiące się w onirycznej, dusznej atmosferze postaci ożywia jedynie wspomnienie o zmarłej niedawno wspólnej przyjaciółce ‒ obezwładnionej alkoholizmem choreografce Joanie. Ożywienie nie trwa jednak długo. Postaci tkwią w przyjętych, wykreowanych pozach przyzwyczajając się do nich tak bardzo, że stają się one częścią ich tożsamości. Samo życie staje się teatrem.

Katharsis?

Ciągnąca, duszna i senna atmosfera podkreślona została ‒ jak często bywa w przedstawieniach Lupy ‒ długim, ponad czterogodzinnym czasem trwania spektaklu. Zmęczenie psychologiczne, spowodowane obserwacją niekończącej się wymiany zdań zostało przez reżysera zestawione i wzmocnione przez wywołanie zmęczenia fizycznego. Niemal realny stosunek czasu akcji wobec długości spektaklu oraz wywołanie doświadczenia katartycznego przez osłabienie widza, mogą odnosić się do antycznych tradycji teatralnych. Inaczej niż w przypadku antycznej tragedii, Wycinka Lupy jest też utworem pełniącym funkcje rozrywkowe.

Jest to jednak rozrywka specyficzna.Bardziej adekwatnym sformułowaniem byłoby być może nazwanie jej "czerpaniem przyjemności intelektualnej". Przyjemności tej dostarczać ma szczególnie świetna rola Jana Frycza. Wcielający się w postać Aktora Teatru Narodowego aktor dokonał syntezy oraz parodii ról filmowych, dzięki którym zyskał rozpoznawalność. Powielił przy tym mit postaci aktora ‒ postaci próżnej, egoistycznej, momentami groteskowej. Wyróżniający się monolog o procesie przygotowywania się do roli powraca jak echo w późniejszych konwersacjach. Aktor Teatru Narodowego jest w stanie mówić tylko o sobie i własnej pracy, nie zważając na temat toczącej się aktualnie rozmowy.

Kryzysna scenie i poza sceną

Postawa postaci granej przez Frycza najwyraźniej ukazuje kryzys emocjonalny, komunikacyjny i artystyczny. Zawiedzione nadzieje niegdyś młodych i dobrze zapowiadających się twórców poskutkowały zacietrzewieniem i zamknięciem się ich postawy ‒ zarówno ludzkiej, jak i twórczej. Niemożliwe jest wzajemne porozumienie i komunikacja ‒ ukazane jest to także przez scenografię. Berhnard, zdystansowany obserwator przygląda się kolacji siedząc w fotelu usytuowanym z boku sceny, niemal poza nią. Kolacja zaś rozgrywa się w zamkniętej kubicznej formie, która nawiązywać może do zniewolenia i zamknięcia postaci dramatu.

Dramat Bernharda w realizacji Lupy jest przejmującą opowieścią o pustce, która trawi środowiska twórcze. Jest też diagnozą współczesnego świata sztuki, w którym ‒ cytując postaci dramatu ‒ by "odnieść sukces, należy umrzeć". Wszystko poza śmiercią jawi się jako nieautentyczne.

Aleksandra Skowrońska

  • "Wycinka Holzfällen" Teatru Polskiego we Wrocławiu
  • reż. Krystian Lupa
  • hala nr 2 na MTP
  • 23.05