Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Pierwszy

Przyzwyczailiśmy się już nieco do tego, że Ryan Gosling - naczelny amant Holywood, grywa głównie role słodkich, uroczych mężczyzn, z miejsca oczarowujących kobiety. I tyle. Tymczasem jego najnowsza kreacja wymyka się stereotypom. Pierwszy człowiek, to rzetelna biograficzna historia Neila Armstronga, człowieka, który jako pierwszy postawił stopę na Księżycu.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Historię kosmicznego wyścigu i przygotowań NASA do tego, by Stany Zjednoczone prześcignęły Związek Radziecki w podboju kosmosu Damien Chazelle (znany m.in. z takich tytułów jak owacyjnie przyjęty La La Land czy znakomity Whiplash) rozpoczyna już w 1961 roku, osiem lat przed "małym krokiem dla człowieka, ale dużym dla ludzkości". Neila Armstronga poznajemy najpierw w sytuacji rodzinnej tragedii. Początkowo przyglądamy się jego stopniowo rozwijającej się karierze aspirującego inżyniera, który przez wojskowych  pilotów nazywany jest "jajogłowym", kolejnym - nie zawsze udanym próbom w ramach projektu Gemini i kłopotom rodzinnym. A jednak to właśnie on zostaje wybrany do programu, który docelowo ma wynieść człowieka w nieznane dotąd ludzkości rejony.

Film Chazelle'a to uczciwie opowiedziane życie bohatera, który przy całej swojej odwadze i poświęceniu nadal pozostaje w naszych oczach ludzki. To prawda, Armstrong już na zawsze zapisał się na kartach historii, a jego nazwisko zna chyba każde dziecko na świecie, jednak Pierwszy człowiek nie skupia się tylko na spektakularnych momentach jego kariery, opowiadając również gorzkie i trudne momenty w jego życiorysie. W efekcie widzimy na ekranie nie tylko emocjonujący start Apollo 11 i lądowanie na Księżycu, ale i sprzeczki z coraz bardziej obawiającą się o niego żoną Janet (w tej roli coraz bardziej zaskakująca aktorską wszechstronnością Claire Foy), rozmowę z synami, których musi uprzedzić o zagrożeniach wiążących się z ryzykowną misją czy chwile zwątpienia spowodowane tragicznymi w skutkach wypadkami swoich kolegów z zspołu.

Wprawdzie w ciągu ponad dwugodzinnego seansu zabrakło mi trochę silnych emocji, jakich spodziewałam się po ekranizacji tak spektakularnego wydarzenia - zdecydowanie można było więcej uwagi poświęcić nastrojom panującym w centrum dowodzenia misją, a chwile spaceru po Księżycu wydają się być mocno niewykorzystane ekranizacyjnie, jednak Pierwszy człowiek to wciąż dobra propozycja dla tych, którzy lubią klasyczne amerykańskie kino. Dodatkowy plus za oryginalną, ale nienachlaną muzykę oraz drobiazgowe wręcz zachowanie scenograficznych i kostiumowych realiów epoki i zabieg "postarzenia" taśmy filmowej dodający całości posmaku autentyczności.

A przede wszystkim za skupienie uwagi widza na przeżyciach żon astronautów, żyjących jakby w zamkniętej enklawie na przylądku Canaveral.  W końcu czy tego chcemy czy nie, to one razem z nimi dźwigały lęk i obawy przed nieznanym, a jak dotąd były traktowane po macoszemu w historycznych przekazach na temat dokonań swoich mężów. Może i Armstrong i Aldrin jako pierwsi stąpali po Księżycu, jednak tu, na Ziemi, za każdym sukcesem mężczyzny stała jakaś mądra kobieta, zwłaszcza w latach 60. XX wieku...

Anna Solak

  • "Pierwszy człowiek"
  • reż. Damien Chazelle

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018