Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Trochę folku na Enterze

Co jest istotą folku? To pytanie, które warto sobie zadać, zwłaszcza w czasach kiedy tego rodzaju stylizacje są bardzo modne. Spoglądając daleko wstecz, można śmiało stwierdzić, że polega ona na pewnej szczerości zamkniętej w prostocie. Prostoty tej zabrakło niestety podczas pierwszego koncertu tegorocznego Enter Enea Festival.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Folk jako muzyka tradycyjna opierał się głównie na przekazie historii między ludźmi zamieszkującymi wioskę lub na chwaleniu bóstw w najbardziej naturalny możliwy sposób - oparty na muzycznej intuicyjności. Dlatego najpiękniejsze w folku są proste historie, pozbawione zbędnych ozdobników, które poruszają serca w najbardziej prywatnych zakamarkach ludzkich egzystencji. Zupełnie inną jej odsłonę zaprezentował zespół Dagadana i Goście pierwszego dnia festiwalu Enter Enea nad Jeziorem Strzeszyńskim.

Trzon zespołu Dagdadana - Dagmara Gregorowiczi Dana Vynnytska - wraz z sekcją instrumentalistów przedstawiły nam pieśni pochodzące z ich ojczystych źródeł. Zespół inspiruje się głównie muzyką tradycyjną Polski i Ukrainy, łącząc je współczesną stylistyką oraz dość popową aranżacją. Ciekawym podkreśleniem, które na pewno rzuca się w oczy, jest sceniczna prezentacja, gdyż obie artystki odnoszą się bezpośrednio do tradycyjnych strojów, zakładając kwieciste, ogromne wianki oraz sukienki wzorowane na tradycyjnych strojach polskich i ukraińskich. Wśród zaproszonych gości tym razem znaleźli się pianista i jednocześnie szef Enter Festivalu Leszek Możdżer oraz grający na harmonice ustnej Kacper Smoliński.

Występ zespołu daleko odbiegał od folkowych standardów, prostego przekazu czy przaśnego minimalizmu. Kompozycje oparte na motywach tradycyjnych pieśni ludowych odbijały się cichym echem w potężnej wielostylistycznej strukturze. Bardzo niejasny dla mnie był zamysł całego projektu. Folk, który wydawał się grać pierwszą rolę w całym wydarzeniu, zszedł na drugi plan. Przaśne motywy zostały udekorowane dziwnymi elektronicznymi efektami, efektowną jazzującą perkusją i zaproszoną sekcją dętą. Akcent postawiono głównie na dynamiczny rozwój utworów, a nie na ich wewnętrzną koncepcję. W efekcie materiał zlewał się w dość nieczytelną całość, w której można było odnaleźć kilka punktów zaczepienia - parę oddechów w tej obezwładniającej "energii".

Na pewno wartym wspomnienia był chiński utwór, do którego został zaproszony organizator Leszek Możdżer. Zapadający w pamięć, delikatny i perlisty motyw doskonale wybrzmiewał w partiach fortepianu. Odmówiono mu również niepotrzebnego elektronicznego efekciarstwa, stawiając na efekty echa. Przedziwny eklektyzm spuścił trochę z tonu i znowu można było poczuć świeżość i delikatność sielskich piosenek. Drugim tak wyróżniającym się punktem była pieśń-modlitwa, która również wzruszała swoją szczerością i prostotą, wywodzącą się z dominacji zaśpiewek nad instrumentami.

Finalnie poniedziałkowy występ zespołu był dla mnie bardzo przykrym zaskoczeniem. Całokształt nie pozostawiał po sobie miłych wspomnień, raczej ciągłe poczucie zdziwienia i poszukiwania sedna w całej tej przedziwnej stylizacji. Muzycy pracowali głównie "energią" na poziomach dość małych kontrastów dynamicznych, uśmiercając motywikę i formę na rzecz wrzucenia jak największej ilości wątków stylistycznych, które pewnie miały świadczyć o otwartości zespołu na nowoczesność lub nawiązywać do jazzowej formuły samego festiwalu. Jednak dlaczego w ogóle eksperymentować z tak ciekawym materiałem w stronę stylistyczną zamiast promować powrót do korzeni w jego prostej formie? Trafnym wydaje się po prostu zmniejszenie ilość "bajerów" i postawienie na naturalność, której głównie w takiej muzyce się szuka. 

Patrycja Sznajder

  • Enter Enea Festival: Dagadana i Goście
  • Jezioro Strzeszyńskie
  • 17.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019