Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

W piekle nieba nie ma

Czy Strachy Na Lachy to wciąż jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich zespołów rockowych? Jak najbardziej. Czy w pełni zasłużenie? Już niekoniecznie. Jego najnowsza, dziewiąta płyta to kolejna próba wzniesienia się ponad juwenaliowe schematy. Próba odważna, ale czy udana? Niestety, muzyka elektroniczna załodze Grabaża pasuje jak pięść do oka.

. - grafika artykułu
Strachy Na Lachy, fot. Marcin Szymański

Mówiąc o najsłabszych punktach w twórczości Strachów Na Lachy w ogóle, trudno nie użyć słowa "letniość". Nawet przy całym uwielbieniu dla ich największych, pełnych uroku przebojów, takich jak klasyczne już Piła tango, Dzień dobry, kocham cię czy Czarny chleb i czarna kawa, nie ulega wątpliwości, że jak na dyskografię opiewającą na dziewięć płyt, w niemal dwudziestoletniej już działalności grupy jednak powinno zadziać się nieco więcej aniżeli tylko kilka radiowych hitów z czasów pierwszych płyt i najbardziej udana (bo w całości), słusznie platynowa Dodekafonia - mądry, ska-rockowy album, który po ponad dziesięciu latach wciąż świetnie się broni. Czy za dekadę będzie można powiedzieć tak również o Piekle?

Z najnowszymi piosenkami Strachów Na Lachy problem polega na tym, że ich warstwa muzyczna uległa przedawnieniu już lata przed dniem ich premiery. Owszem, w Piekle potrafi zrobić się naprawdę gorąco, jednak trudno nie ulec nieznośnemu wrażeniu, że żar w nim roznieca przede wszystkim Grabaż, resztę chłopaków - Andrzeja "Kozaka" Kozakiewicza, Rafała "Kuzyna" Piotrowiaka, Longina "Lo" Bartkowiaka, Mariusza "Mańka" Nalepę i Łukasza Sokołowskiego - zostawiając daleko w tyle. Za co mogliśmy go kiedykolwiek cenić - za jedyną w swoim rodzaju wokalną ekspresję/manierę, zawsze bezbłędne, zostające w głowie, tak przecież niebanalne w swojej konstrukcji teksty czy niewątpliwą charyzmę - tu znów uwydatnia się z całą mocą.

Na tym albumie temperatura wzrasta, o ile Krzysztof Grabowski dochodzi do głosu. Kiedy uderza w rząd, jak w Stroicielu wiolonczel (W średniowieczu naród tkwi / Rządzi nimi siedmiowieczny ludzik / Tłum otoczył jego dom / Tłum ten tylko jedno ma marzenie / Wpierw pięć gwiazdek, potem trzy / Podmiot się nie zgadza z orzeczeniem), w alarmujące tony (Nad jeziorem głębokim cuchnie wyschnięte dno / Toksyczne obłoki, małże i ślimaki / Zawieje na pustynię, zostanie tylko plastik / Rzeka ścieków płynie, fenolowy zastrzyk), a czasem kiedy swoim głosem po prostu przydaje całości miłej, nienachalnej melodyjności, jak w bujających, retro-estradowych Sznurach aut, będących jednym z najmocniejszych punktów na płycie.

Można powiedzieć, że Strachy Na Lachy zawsze były przykładem zespołu, w którym liczy się przede wszystkim lider. Tyle że dotąd panowie polegali na mniej lub bardziej udanej mieszaninie alt-, pop- i punk- rocka z domieszką nieharcerskiej poezji śpiewanej - grali bezpiecznie, ale stabilnie. Teraz jednak postanowili poeksperymentować - i to śmiało, bo kto by pomyślał, że nagle zaczną bawić się w syntetyczny, elektryczny pop, wprawiający w zakłopotanie aurą syntezatorowego vintage, jak ma to miejsce choćby w Niebotycznym Niebowstąpieniu czy Sygnaliście. Zamysł może i mógłby być godny pochwały, wnoszący do twórczości Strachów realne novum, szkoda tylko, że w realizacji wypada płasko i zwyczajnie nieprzekonująco.

Za wpadki trudno nie mieć i kuriozalnych, bo hawajskich, a nawet trapowych (!) wstawek w Chciałbym, żeby czy singlowego Zachmurzonym w Tobie, w którym trance'owy lead pulsuje wzdłuż harmonijkowej melodyjki. Bez zbędnych złośliwości, powiedzieć trzeba, że muzycznie Piekło sili się na młodzieżowość z gracją słonia, jakością mając się nijak do wciąż świetnej roboty, jaką za wszystkich zdaje się tu wykonywać Grabowski, by Piekło nie było wybrukowane jedynie dobrymi chęciami reszty jego twórców.

Właściwie trudno wyczuć, czy to, co dziś postanowiły zaproponować nam Strachy to jakaś wyrachowana poza, mająca na celu przyciągnąć nowe grono słuchaczy, czy może efekt eksperymentów, na które panowie pokusili się z czystej ciekawości, a co - oby już z większym biglem i gustem - zamierzają kontynuować w przyszłości. Bez względu na intencje, cała ta elektroniczna powłoka spowijająca Piekło pokazuje, jak bardzo panowie nie nadążają za trendami, dlatego na "nowe oblicze" Strachów Na Lachy może i złapią się fanboye, którzy i tak sięgnęliby po płytę, ale o naprawdę świeżym narybku chyba mogą zapomnieć.

Sebastian Gabryel

  • Strachy Na Lachy, Piekło
  • wyd. SP Records

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021