Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

KULTURA W KAPCIACH. Trucizna na straszności

Dużo mówi się o sposobach dobierania lektur na czas kwarantanny. Niektórzy czytelnicy sięgają wyłącznie po książki łagodne i optymistyczne, inni uciekają w świat fantasy, jeszcze kolejni czytają to, co akurat mają na półce, w myśl zasady "lepszy wróbel w garści...".

. - grafika artykułu
Michał Rusinek, "Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki", Wydawnictwo Agora, fot. materiały prasowe

Swój sposób wyboru lektur w porze #zostańwdomu roboczo nazwałam "wybijanie klina klinem". Polega na czytaniu lektur wzbudzających na tyle skrajne emocje, że finalnie siłą rzeczy poprawiają samopoczucie. Zapraszam na przegląd trzech nietypowych lektur, które w mocny sposób wybijają z głowy nietypowe zmartwienia.

Trucizna - czyli jak dobrze, że nie jesteśmy znanymi politykami

Zawsze mogło być gorzej - ta myśl często bywa pokrzepiająca, zwłaszcza gdy z nadmiaru myślenia aż nie wiemy, co ze sobą począć. Zawsze moglibyśmy być włoskimi emigrantami, którzy w renesansie mieli bardzo pod górkę na obczyźnie. Jako naród kojarzony z trucicielskimi zapędami mogli skończyć na torturach z powodu samej pogłoski, że śmierć lokalnego władcy nie nastąpiła z przyczyn naturalnych.

Moglibyśmy też być jak jeden z lokalnych władców, któremu dolega najzwyklejsza alergia, ale medycy są tak pewni swej ponurej diagnozy, że co rusz torturują go pijawkami, lewatywami czy martwymi gołębiami przykładanymi do głowy. Aż w końcu nieszczęśnik ma tego dosyć i dokonuje żywota, a świat załamuje ręce, że oto kolejny młody, obiecujący włodarz umiera od trucizny.

Trucizna, czyli jak pozbyć się wrogów po królewsku to wspaniałe kompedium ciekawostek o tym, co napędzało (i wciąż napędza) największego stracha wszystkim władcom, politykom, a także "niewygodnym" obywatelom, którzy zbyt głośno mówią o tym, co ich uwiera. Książka Eleanor Herman to nie tylko zestawienie największych absurdów prosto z szuflady alchemika, ale także, co najważniejsze, zbiór niemal kryminalnych opowieści o najsłynniejszych zanotowanych w historii przypadkach otruć, które z perspektywy współczesnych badań medycznych okazują się wcale nimi nie być. Caravaggio, Napoleon, Rodrigo Borgia... - czy na pewno umarli od trucizny?

Niedorajda - czyli jak dobrze, że nie czytamy wszystkiego

Coraz więcej książek krzyczy do nas z witryn i półek księgarskich. I nie należy mylić tego namolnego krzyku z wewnętrzną chęcią kupienia tytułu, na którym naprawdę nam zależy. To raczej nawoływanie do zaspokojenia potrzeby, o której do tej pory być może nie mieliśmy pojęcia. "Czytelniku! Tylko ja pomogę ci schudnąć/zostać paryżanką/ogarnąć się wreszcie życiowo! Tylko ze mną zrobisz porządek ze skarpetkami i wyleczysz wreszcie ten przewlekły kaszel!"

Język lektur, których autorzy zdają się mieć monopol na wiedzę, bierze na ruszt Michał Rusinek. Zaczyna od definicji "niedorajdy", czyli najprościej mówiąc "człowieka niedoradzonego". Niedoradzony jest ten, kto, według języka poradników, potrzebuje prowadzenia za rękę w każdej dziedzinie życia. Czyli... każdy z nas. Nigdy nie zrobimy niczego dobrze, chyba że sięgniemy po odpowiednią książkę, której autor krok po kroku wytłumaczy nam, co to znaczy "dobrze".

Dlaczego pomimo lekkości gatunkowej książka Rusinka znalazła się w tym zestawieniu? Podpowiem, że w trakcie lektury nieraz włos się jeży na głowie. Złote recepty na to jak podrywać, jak sprzedawać, jak się leczyć, tylko na pierwszy rzut oka wyglądają niewinnie... Ostatecznie jednak, dzięki potężnym dawkom błyskotliwego humoru autora, jedyne rady jakie przydadzą się Państwu po lekturze Niedorajdy, to te leczące długotrwały ból przepony.

Co nas (nie) zabije - czyli jak dobrze, że zawsze jest nadzieja

Czy o największych zarazach świata można pisać lekko i z humorem nie tracąc przy tym naukowego zacięcia? Jennifer Wright udowadnia, że można i ze swadą porywa nas w świat epidemii, o których nie śniło się ludzkości (zanim jej nie dopadły). 

Dżuma, ospa, tyfus, grypa hiszpanka, a także gorączka taneczna - to tylko część plag, o których przeczytamy w Co nas (nie) zabije. Poznamy ich ponure przyczyny, a także całą krętą drogę do odkrycia remedium. Dowiemy się, jakie nastroje społeczne panowały na ówczesnej mapie zachorowań i dlaczego miały taki olbrzymi wpływ na losy zarażonych. W wyleczeniu jednej z wymienionych epidemii największy wpływ mieli nie lekarze i księża, ale sąsiedzi chorych oraz niegasnące wsparcie płynące z ich strony. I na pewno nie zgadniecie, o jakiej pladze tu mowa.

Czy to możliwe, że książka poświęcona epidemiom podnosi na duchu? Tak! Przede wszystkim dlatego, że tak jak kij ma dwa końce, tak samo każda zaraza skutkuje i tragediami i zachowaniami pełnymi ludzkiej życzliwości, a nawet żartobliwego dystansu do własnego losu.

Jako dowód przedstawiam swoją ulubioną ciekawostkę z książki.

W 1818 roku w Londynie zostało zawiązane towarzystwo zwane Klubem Beznosym. Nietrudno się domyślić, jakie były kryteria przystąpienia do grupy, a celem jej powstania była integracja dżentelmenów, którzy z racji swojego post-syfilistycznego defektu zostali społeczne odtrąceni. Relacje, które zawiązały się w Klubie Beznosych były tak serdeczne, że po śmierci jego założyciela, członkowie ułożyli następujący wiersz (przytaczam fragment):

Nad stratą przyjaciela płaczmy dziś ogromnie.

Nos jego kichać nie potrafił skromnie,

Lecz na cesarskie wznosił się wyżyny,

Tak jakby kichał w imieniu krainy

Ludzi Beznosych. Nie będzie lepszego

Nosa w naszym klubie - ani wdzięczniejszego.

Dwa optymistyczne wnioski płynące z lektury?

1. Nie ma takiej zarazy, na którą nie znajdzie się lekarstwo.

2. Dopóki ludzkość zachowa spokój i poczucie humoru - wszystko będzie dobrze.

Izabela Zagdan

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020