Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Pozostając w półkroku

- Mołdawia zatrzymała się w półkroku i chyba do tej pory nie do końca wie, dokąd ma zmierzać - powiedział Kamil Całus podczas spotkania Zamek Czyta z cyklu Spojrzenie na wschód, które dotyczyło jego książki Mołdawia. Państwo Niekonieczne.

. - grafika artykułu
Piotr Oleksy i Kamil Całus podczas spotkania, fot. Marek S. Bochniarz

Prowadzący spotkanie Piotr Oleksy przyznał, że organizacja tego wydarzenia postawiła go w nietypowej, w pewnym sensie doniosłej sytuacji i najdziwniejszej z perspektywy całego cyklu Spojrzenie na wschód: - My się bardzo dobrze znamy jeszcze od czasów szkoły średniej. Wspólnie tę Mołdawię przez wiele lat poznawaliśmy. Nawet się pojawiam na stronach tej książki jako bohater, co w ogóle jest dla mnie radością, bo nigdy takiego przypadku nie miałem - zdradził publiczności.

Rozmowę rozpoczęła kwestia stale poruszana we wszystkich debatach o Mołdawii - mianowicie to, czy mieszkańcy tego kraju faktycznie chcą połączyć go z Rumunią. - Ten temat jest niezwykle ważny w mołdawskim życiu publicznym z wielu różnych przyczyn. W dużej mierze napędza też dyskusję publiczną o Mołdawii. W książce ten temat jest bardzo obszernie opisany, wielokrotnie powracający - zauważył Oleksy.

- Zwykle na spotkaniach spotykam się z pytaniem pełnym niezrozumienia: "Właściwie dlaczego oni się jeszcze nie połączyli? To przecież powinno być oczywiste". Zresztą podtytuł mojej książki po części się do tego odnosi. To państwo jest między innymi dlatego "niekonieczne", że pewna część mieszkańców Mołdawii uważa, że można by je zlikwidować i przyłączyć do Rumunii. Oczywiście sprawa jest dużo bardziej złożona i dlatego poświęcam jej w książce cały rozdział. Odpowiedzi na te pytania zależą mocno od tego, jakie kto ma poglądy, jakiego jest pochodzenia czy jakim językiem mówi - przyznał Kamil Całus.

W rozdziale Zjednoczenie, które dzieli przywołuje hasło Basarabia e România (Besarabia to Rumunia) i w bardzo "zmysłowy" sposób opisuje jego wszechobecność: "Slogan ten krzyczy tłustym, żółtym drukiem z charakterystycznych czarnych lub trójbarwnych (błękitno-złoto-czerwonych, naśladujących kolory rumuńskiej i mołdawskiej flagi) wlepek znajdujących się na klubowych lustrach, przystankach autobusowych i oparciach trolejbusów snujących się leniwie po ulicach stołecznego Kiszyniowa. Widnieje na murach i ścianach zrujnowanych gmachów, na które trafia przy pomocy mniej lub bardziej uzdolnionych grafficiarzy lub uzbrojonych w kartonowe szablony i puszkę spreju popularyzatorów tezy o jedności Rumunów i Mołdawian", dodając: "Unioniści to w zdecydowanej większości panrumuniści, przekonani, że autochtoniczni mieszkańcy Republiki Mołdawii (czyli - jak by powiedziano w Kiszyniowie - etniczni Mołdawianie) stanowią immanentną część rumuńskiego świata, kultury i etnosu".

- To, co dzisiaj jest Republiką Mołdawii bez Naddniestrza, historycznie stanowiło przez bardzo długi czas -  mniej więcej cztery wieki - część Hospodarstwa Mołdawskiego. Tak to funkcjonowało aż do zakończenia I wojny światowej. Potem na chwilę zostało przejęte, w okresie międzywojennym, z powrotem przez Rumunię. Następnie, w dużym uproszczeniu, wróciło pod kontrolę Moskwy w postaci Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Tymczasem Hospodarstwo Mołdawskie w połowie XIX wieku, mniej więcej czterdzieści lat od aneksji wschodniej Mołdawii, połączyło się z Wołoszczyzną i utworzyło współczesną Rumunię. Mówiąc z punktu widzenia historycznego można by uznać współczesną Mołdawię bez Naddniestrza za historyczne ziemie rumuńskie. Mołdawianie pod względem etnicznym to tacy sami Rumuni jak ci, którzy mieszkają w Mołdawii rumuńskiej, czyli we współczesnej wschodniej Rumunii. Do tego wszystkiego Mołdawianie natywnie mówią w języku rumuńskim, nawet jeżeli nazywają go mołdawskim. Z punktu widzenia historycznego i etnicznego wydawałoby się, że nie ma chyba dwóch innych narodów w Europie tak sobie bliskich. Do tego stopnia, że to być może nie są dwa różne narody. Tak uważają Rumuni, którzy mówią wprost, że nie ma żadnego narodu mołdawskiego - streścił Kamil Całus.

Większa część jego książki opisuje to, dlaczego jednak nie doszło do zjednoczenia, które wydawało się w latach 90. wręcz naturalne, a z drugiej strony rzeczywistość Mołdawii, która - jak ujmuje autor - "zatrzymała się w półkroku i chyba do tej pory nie do końca wie, dokąd ma zmierzać".

Całus zwrócił też uwagę na to, że w Mołdawii liczba osób zainteresowanych zjednoczeniem kraju z Rumunią ewidentnie rośnie, dziś to już około 30%. - Niestety nie wynika to z rosnącej świadomości tożsamości rumuńskiej w Mołdawii, a w zdecydowanej większości z coraz głębszego rozczarowania Mołdawią jako projektem politycznym. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w Rumunii zupełnie z zaskoczenia prawie 10% zdobyła partia nacjonalistyczno-konserwatywna, która jako jeden z głównych elementów swojego programu ma inkorporację Mołdawii do ojczyzny. Politycy tej partii wprost mówią o Mołdawii jako projekcie politycznym, umniejszając jej państwowość. Pokazują, że to pewien rodzaj zasadniczo stalinowskiego wymysłu, który się nigdy nie powinien zdarzyć. Jest niesprawiedliwością historyczną zarówno wobec Rumunów w Rumunii, jak i wobec samych Mołdawian, skrzywdzonych oderwaniem od macierzy - wytłumaczył.

Prozjednoczeniowa narracja funkcjonuje w Rumunii od samego początku. - Żaden rumuński polityk szanujący swoją karierę nie może wyjść i powiedzieć wyborcom: "Słuchajcie - to jest bez sensu. Przecież nie będziemy starali się przyjąć najbiedniejszego kraju Europy w nasze granice, bo nam rozwali to gospodarkę". Byłoby to samobójstwo. Większość Rumunów uważa, że Mołdawia to ziemia rumuńska, Mołdawianie to Rumuni i powinno kiedyś nastąpić zjednoczenie tych dwóch krajów. Jeżeli powie im się jednak: "Wymagałoby to od was bardzo konkretnych finansowych poświęceń. Obcięłoby to PKB. Byłoby to obciążeniem dla gospodarki...", to wtedy grupa zwolenników romantycznego zjednoczenia mocno w Rumunii topnieje - nawet poniżej 30%. Jeżeli chodzi o polityków, którzy niechętnie odcinają się od tej idei, to w praktyce jest to chyba jeden z największych koszmarów dla mainstreamowego establishmentu. Doskonale zdają sobie sprawę, jakie ogromne kłopoty polityczne, ekonomiczne, społeczne pociągnęłoby za sobą coś takiego, jak przyłączenie do Rumunii Mołdawii ze wszystkimi problemami, które ten kraj ma. Tak naprawdę nie są tym zainteresowani. Bardzo fajnie się eksploatuje narrację wielkorumuńską. Dobrze jest jako Rumun móc powiedzieć: "Jesteśmy dużym krajem, który ma w perspektywie rozszerzenie się jeszcze o jakieś ziemie". Ale w praktyce koszty są ogromne - przyznał Kamil Całus.

Marek S. Bochniarz

  • Zamek Czyta. Spojrzenie na Wschód: spotkanie z Kamilem Całusem wokół książki Mołdawia. Państwo Niekonieczne
  • CK Zamek online
  • 8.12

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020