I jak tu nie tańczyć?

Okazji do tańca mamy wiele, nie mniej oferują muzycy różnych gatunków, do utworów których można tańczyć. W morzu dzisiejszych możliwości, gdzieś w głębinach, chowa się muzyka taneczna sprzed osiemdziesięciu czy stu lat. Całe szczęście, że są ludzie, którzy wyciągają ją z cienia, bo w międzywojniu zdecydowanie wiedzieli, jak rozruszać do tańca!

. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

W mojej kolekcji winylowych płyt znajduje się krążek Noc w "Europejskim". Orkiestra Józefa Mazurkiewicza gra na nim przeboje muzyki rozrywkowej i musicalowej lat 60.,  70. i wcześniejszych. Nie brakuje wśród nich nawet aranżu Wiedeńskiej krwi Johanna Straussa, a obok niego ABBY! Zespół Mazurkiewicza, nagrywając album, chciał stworzyć "dobrą, bezpretensjonalną muzykę do tańca". Gdy słucham tej przypadkowo kupionej płyty nie mogę powstrzymać uśmiechu i myśli: "przydałby się parkiet!".

W 2015 roku miał miejsce fonograficzny powrót Zdzisławy Sośnickiej. W singlu - i przy okazji tytule płyty - Tańcz choćby płonął świat taniec jest remedium na otaczające zło. Po nocy wzejdzie słońce, a zło ustąpi dobru. Tańcząc na przekór okolicznościom można zatrzymać czas, zapomnieć się i odnaleźć w mroku piękno i radość.

Dlaczego wspominam o Nocy w "Europejskim" i o piosence Sośnickiej? To, czym się wyróżniają - radość z dawania ludziom możliwości tańca i radość z niego wypływająca - połączyło się w koncercie Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej w Centrum Kultury Zamek. Już po kilku piosenkach wolna przestrzeń między sceną a widownią zapełniła się ludźmi, ruszającymi się w rytm tang, rumb, foxtrotów i walców. Wymiana energii była całkowita: zabawa i rozradowanie tańczących mieszały się z humorem i satysfakcją muzyków. Żywo reagująca na koncertach publiczność rzadkością nie jest, fani zespołu nie wpadają jednak w rockowe uwielbienie czy festiwalowy trans. Orkiestra gra muzykę taneczną najwyższej próby i jej występ stał się koncertem-potańcówką w najbardziej pozytywnym i radosnym tego słowa znaczeniu.

Pierwszym mocnym uderzeniem okazała się piosenka Abram, ja Ci zagram. To właśnie przy niej na parkiecie pojawili się pierwsi odważni. Nic dziwnego, w końcu ów Abram to król warszawskich fordanserów! Z czasem dołączyły do nich kolejne pary i grupki. Nie zabrakło też najmłodszych, dzielnie odkrywających przedwojenne szlagiery na matczynych rękach. Orkiestra serwowała kolejne przeboje, których puls nie pozwalał usiedzieć na miejscu: Hokus pokus z jakże pasującym do piątkowego wieczoru wersem dosyć już harówki dla złotówki, dalej Panama, Zimny drań, Ja bez przerwy śmieję się, przeplatane wolniejszymi numerami jak choćby Tango Stachu. Nawet po finałowej Piosence o sąsiedzie widzom było mało i nie pozwolili muzykom opuścić sceny bez kilku bisów. Muzycy Orkiestry porywają słuchaczy nie tylko swoją naturalnością i niewymuszonym humorem, ale przede wszystkim muzycznym kunsztem. W tak udanym całokształcie trudno wyróżnić kogoś spośród nich albo jeden czy dwa utwory. W ramach próbki przywołam charyzmę wokalistki Gabrieli Mościckiej, wspieranej przez pozostałych członków grupy. Z kolei instrumentaliści pokazali się w Mów, przepięknej piosence Henryka Roztworowskiego, której temat mógłby konkurować z największymi hitami Franka Sinatry.

Na przekór otaczającym nas trudom, w piątek wieczór Zamek zamienił się w parkiet i pulsował piękną energią tańca. Za sprawą Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej i granym przez nią utworom przenieśliśmy się w trochę inny świat. Wierzę, że szacunek do słowa i muzyki, które wyróżniały twórców tych piosenek oraz bezpretensjonalna radość płynąca od muzyków zostaną z nami na dłużej i, zgodnie z piosenką Sośnickiej, rozjaśnią nawet te trudniejsze chwile.

Paweł Binek

  • Warszawska Orkiestra Sentymentalna
  • CK Zamek
  • 21.01

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022