JA TU TYLKO CZYTAM. Powrót do domu złego

Przechodząc przez próg, zagwiżdżę stanowi odważną próbę zmierzenia się z traumami przeszłości. Debiut powieściowy Wiktorii Bieżuńskiej to brutalna, bynajmniej nie wyzuta z piękna, opowieść o doświadczanej w dzieciństwie przemocy - fizycznej i psychicznej - która wypala piętno na psychice. I choć zostawia też bruzdy na języku, autorka udowadnia, że należy o niej mówić. Choćby dla zyskania przez ofiary poczucia sprawczości.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

W opisach i recenzjach książki Bieżuńskiej często pojawia się pojęcie podmiotowości, której ośmioletnia bohaterka-narratorka powieści jest pozbawiana na każdym kroku. Niekiedy służy za kartę przetargową w sporach między upokarzaną matką a ojcem alkoholikiem, kiedy indziej wpaja jej się poczucie winy za sam fakt istnienia. "Nie zasługujesz na nic" - mówi do niej ojciec przy stole. "Mam jej wpierdolić?" - pyta chwilę później matka. "Pizda pizdę urodziła" - ma rzekomo oznajmić babcia dziewczynki zaraz po jej narodzinach. Narratorka, jako ta, która w bardzo ograniczonym stopniu może decydować o swoim losie (jako dziecko i do tego płci żeńskiej, a więc spętane jeszcze ciaśniejszymi więzami konwenansów), staje się najłatwiejszym celem ataków ze strony bliskich pragnących rozładować narastającą w nich frustrację. Jak stwierdza narratorka, wszystko okazuje się niezbitym dowodem w sprawie przeciwko niej. Znaczące, że jedną z wypożyczonych przez nią książek jest Dzieciństwo w pasiakach Bartnikowskiego.

Przemoc we wszystkich przerażających odmianach (a więc fizyczna, psychiczna, seksualna, ale też ekonomiczna) jest integralnym elementem świata ukazanego przez Bieżuńską, immanentnym prawem natury. Przemocowcem jest oczywiście ojciec alkoholik (w opisie jego ekscesów pisarka posługuje się bardzo dosadnym naturalizmem) znęcający się zarówno nad córką, jak i żoną. Bije i wyzywa matka, okrutna potrafi być babcia, u której zazwyczaj szuka się azylu. Niezdrowymi zapędami odznacza się wujek. Słabszych poniżają dzieci na podwórku; ranny gołąb tylko opóźnia nieuchronną śmierć w paszczy kota.

Mimo to autorka rezygnuje z monochromatyzmu. Relacje domowe są złożone i wymykają się poręcznym terminom. Choć możemy mówić o agonii rodziny jako komórki spełniające funkcje społeczne, obok nienawiści do oprawców pojawia się współczucie i potrzeba bliskości drugiego człowieka. Jakikolwiek by nie był. W tych rzadkich momentach, gdy ojciec przestaje być cuchnącym pijakiem, narratorka myśli o nim, że: "Mógłby być nauczycielem. Albo prezydentem całej Polski. Albo kiedyś moim mężem". Co nie zmienia faktu, że niedługo później fantazjuje na temat jego zabójstwa. Gdy po kolejnym akcie przemocy z domu ucieka matka, zostawiając narratorkę sam na sam z trzeźwiejącym ojcem, dziewczyna mierzy się z traumą bycia dzieckiem odrzuconym. Mimo że kobieta nieustannie ją deprecjonuje, stanowi zarazem dowód i gwarancję jej istnienia. Bez niej szczątkowa podmiotowość dziewczynki ulega atrofii.

Wiktoria Bieżuńska jest historyczką sztuki. Jej wrażliwość estetyczna uwidacznia się zarówno we fragmentach ukazujących barwną mitologizację rzeczywistości poznawanej przez dziecko, jak i wtedy, gdy na pierwszy plan wysuwają się odcienie szarości i czerń, zepsucie i brud. W obu przypadkach mówimy o perspektywie wzbogaconej o późniejsze doświadczenia autorki, co znajduje odzwierciedlenie na poziomie językowym, m.in. w bogatej metaforyce. Maskowana dojrzałość narratorki pozwala również zwrócić uwagę na problemy, które w latach 90. (w tym czasie umiejscowiona jest akcja) rzadko kiedy były przedmiotem pogłębionej refleksji. Tu warto przywołać np. fat-shaming (z którym bohaterka spotyka się ze strony dorosłych i rówieśników), milczenie na temat kiełkującej seksualności, toksyczną męskość (która wymaga od otoczenia ciągłej racjonalizacji wyrządzanego zła) czy w końcu zinstytucjonalizowaną religię utwierdzającą dzieci w poczuciu winy.

Lata 90. to ostatnimi czasy temat bardzo chętnie podejmowany przez pisarki i pisarzy. Do dekady tej powraca także Bieżuńska, jednak bez duchologicznych zapędów czy potrzeby ustanawiania kolejnych małych ojczyzn. Epoka to tylko didaskalia w jej osobistym dramacie. W wywiadzie dla "Wyborczej" autorka podkreślała bardzo intymny charakter swojej prozy. Możemy więc czerpać pewną satysfakcję z terapeutycznej roli literatury, która pozwala nam po latach stanąć w znajomych progach, tym razem jednak z własnej woli i z poczuciem własnej wartości.

Jacek Adamiec

  • Wiktoria Bieżuńska, Przechodząc przez próg, zagwiżdżę
  • Wydawnictwo Cyranka

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022