Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Sen za snem

Ich muzyka ma charakter debaty, nierzadko zajadłego sporu, a czasem wręcz wzajemnej negacji pozostałych uczestników dźwiękowego spotkania. Michał Joniec, Patryk Lichota i Hubert Wińczyk, czyli grupa KakofoNIKT, sięgają w albumie "Snu Maszyna" po etykietkę muzyki relaksacyjnej, praktykę świadomego śnienia i terapii snem. Wszystko to przenicowują w myśl idei o kontestowaniu zastałych sytuacji, gatunków i wychodzeniu naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy.

. - grafika artykułu
"Snu Maszyna" podczas Festiwal Malta (fot. Maciej Zakrzewski)

KakofoNIKT to jeden z najbardziej ekscentrycznych i ekstremalnych muzycznych projektów z Poznania, a przy tym zaskakująco rzadko opisywany przez lokalne media. Współpraca muzyków o skrajnie różnych osobowościach i wrażliwościach wypłynęła z "Siłowni Dźwięku", którymi określili swoje spontaniczne spotkania w pracowni sąsiadującej z siłownią Moloch przy ul. Ratajczaka. Wówczas artyści natrafili na pierwszą, inspirującą ich barierę. Hałasy wydawane przez ćwiczących kulturystów w niekontrolowany sposób wpływały na ich własne improwizacje. Z drugiej strony - kulturyści mogli - choćby nieświadomie - reagować na słyszane przez nich "hałasy".

Późniejsze działania grupy - już jako KakofoNIKT, w składzie ruchomym (poza wspomnianymi trzema muzykami występowali również Piotr Delimata i Szymon Mizera) - oparte były zazwyczaj na wykorzystywaniu sytuacji koncertów do działań performatywnych, poszerzania tych sytuacji o akcje nierzadko o charakterze site-specific. Pewną rolę odgrywała też w nich zawsze część wizualna - live wideo Tomasza Gęstwickiego, wykorzystującego materiały found footage i robiącego wizualizacje w czasie rzeczywistym. Sama muzyka miała charakter improwizowany, a oparta była na idei twórczo wykorzystanego hałasu, czasami przekraczającego oczekiwania czy tolerancję słuchaczy.

W 2014 roku KakofoNIKT wydał swój pierwszy album "Kaktuus", w którym artyści dość osobliwie wykorzystali zasady muzyki użytkowej, sugerując w tytułach poszczególnych utworów, co słuchacze podczas ich odsłuchu powinni zrobić. Najkrótszy był tytuł 6. utworu. Twórcy zalecali, aby włożyć rękę pod wodę, ustawić ją mokrą i ociekającą nad twarzą i pozwolić, aby krople spadały na twarz. Inne instrukcje były o wiele trudniejsze.

W listopadzie i grudniu 2016 roku muzycy świętowali 10-lecie zespołu koncertami w jeżyckim Centrum Amarant i wydaniem na kasecie magnetofonowej albumu "Hypnagogia".

W "Hypnagogii" artyści po raz pierwszy jednoznacznie odwołują się do mechaniki snu wraz z towarzyszącymi mu zjawiskami. Zasygnalizowane w tytule albumu omamy hipnagogiczne to naturalne i powszechne doświadczenie dane każdemu człowiekowi, które może nam towarzyszyć podczas zasypiania. Wydaje się nam wówczas, że coś widzimy, słyszymy lub nawet czujemy. To zjawisko doskonale opisuje album, którego utwory mają charakter neurotycznych, drażniących przebiegów muzycznych, posiadających przy tym dość monotonny, bądź - w zależności od odbiorcy - hipnotyczny rytm.

"Hypnanogia" ostatecznie stała się pierwszą częścią trylogii grupy KakofoNIKT dedykowanej snom. Wydany niedawno album "Snu Maszyna" - jako część środkowa - dotyka już zjawiska marzeń (koszmarów?) sennych jako takich. Tego rodzaju "muzyka programowa" zazwyczaj uruchamia dość jednoznaczne skojarzenia z kompozycjami, które mają konkretny cel: uspokajają nasze nerwy, wywołują odprężenie. KakofoNIKT nie nagrał jednak muzyki relaksacyjnej. Nagrania, które trafiły na album "Snu Maszyna", sugerują zupełnie inne potraktowanie muzyki użytkowej, "wspomagającej" śnienie. To we fragmentach dość ofensywne, acz wcale nie opresyjne utwory, które mają w sobie sporo wdzięku charakterystycznego dla zimnych uśmiechów hipnotyzerów. Co zatem uda nam się wyśnić z tego albumu? "Piję sporo kawy zanim pójdę spać, aby szybciej śnić. W ten sposób mogę mieć sny jak w kamerze podczas takiego Indy 500... Gdy umieszczą kamerę w samochodzie wyścigowym, a wszystko tak śmiga za oknem. Sen za snem, sen za snem. Potem ludzie mnie pytają «Co ci się śniło?». A ja na to: «Nie mam czasu. Nie mam czasu ci to wszystko streszczać»" - opowiada Steven Wright, turboflegmatyk Ameryki, w "Kawie i papierosach" Jima Jarmuscha. Być może przesadzam z tym szaleńczym tempem, niemniej ze "snami" zebranymi na płycie bywa bardzo różnie.

Równie niejednoznaczny jest stosunek KakofoNIKT do snów świadomych - czyli takich, w których śniący jest świadomy swego stanu i może kształtować do pewnego stopnia przebieg zdarzeń. Jako przykład tego rodzaju eksperymentów można podać The Lucidity Project. Jego koordynatorka Linda Lane Magallón szukała doświadczonych śniących świadomie, którym następnie co miesiąc przesyłała konkretne zadania do wykonania w śnie świadomym.

"Snu Maszyna" tego nastawienia na celowość jest zupełnie pozbawiona. Co prawda teksty podawane przez Adama J. Kaufmanna można potraktować jako "wskazówki", lecz - zebrane razem - stanowią zbiór sprzecznych ze sobą komunikatów.

Wraz z płytą "Snu Maszyna" dostajemy maskę do spania, ale równie dobrze nowy album KakofoNIKT świetnie posłuży nam jako tło do różnych czynności życiowych. Piszę to nie tylko po to, by zachęcić do słuchania, ale jako dość oczywistą refleksję. Współcześnie muzyka, niegdyś służąca praktykom transcendentalnych medytacji, dziś traktowana jest ze sporym dystansem. Podobnie jak w poprzednich projektach, KakofoNIKT również w "Snu Maszynie" korzysta - przy wykonaniach na żywo - z dodatkowych efektów, decydując się na daleko idące zaadaptowanie przestrzeni dla "śniącej" publiczności. Wówczas materiał obecny na płycie zostaje wykonany w trakcie ośmiogodzinnego koncertu, którego parametry artyści starają się choć trochę kontrolować.

Czasem artyści po przybyciu na miejsce cały dzień montują baldachimy, pod którymi publiczność później słucha ich występu. Wykorzystują też gramofony z ułożonymi na nich piramidami z pociętych luster, na które kierują promienie rzutników z projekcjami wideo. Odbite na ścianie przez fragmenty luster projekcje sprawiają, że ruchome obrazy wirują po całej przestrzeni. Ekranem stają się też wszyscy obecni na takim koncercie słuchacze.

Gdy przychodzi północ, artyści są już zmęczeni pracami przygotowawczymi - a mają przed sobą koncert do zagrania. Przez osiem godzin wspierają się więc wzajemnie. Sytuacja koncertowa wymaga od nich nie tylko ogromnego wysiłku fizycznego, ale i skupienia. Podczas gry dręczą ich mikro-sny i zmęczenie - choć zarazem intuicja podpowiada im, że w stanie tak skrajnego wycieńczenia grać można zupełnie inaczej.

Marek Bochniarz

  • "Snu Maszyna" KakofoNIKT: Michał Joniec - konstelacje elementów złomu, głos, Patryk Lichota - syntezatory, komputer, saksofon sopranowy, shruti box, głos, cytra, Hubert Wińczyk - amplifikowane obiekty, zabawki, nagrania terenowe, elektronika, masażery, wentylatory, drumla, głos, Adam J. Kaufmann, Kika Kalicka & Paulina Miu Zielińska - wokale
  • Requiem Records 2017

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018