Jakby jutra miało nie być

"Płyta z topowej piątki 2022 roku", "album, który nie wychodzi z głowy na niebezpiecznie długo", "post-hardcore, jakiego nie było od lat" - to tylko ułamek opinii, jakie pojawiły się na zagranicznych portalach i serwisach muzycznych na temat najnowszej, wydanej pod koniec ubiegłego roku płyty Unison Life belgijskiego tria Brutus. Jego nadchodzący koncert w Tamie to świetna okazja, by o zespole powiedzieć coś więcej.

. - grafika artykułu
Brutus, fot. materiały prasowe

Projekt charyzmatycznej wokalistki i perkusistki Stefanie Mannaerts, basisty Petera Muldersa i gitarzysty Stijna Vanhoegaerdena pojawił się na belgijskiej scenie w 2013 roku i od tamtego czasu rośnie w coraz większą siłę. Trzyczęściowy debiutancki album Burst (2017) okazał się iście wybuchowym wprowadzeniem do twórczości grupy, która z pełną mocą zaprezentowała się na późniejszym Nest (2019). Wtedy mogła już pochwalić się dziesiątkami doskonale przyjętych koncertów w Europie i Stanach Zjednoczonych, a także wieloma komplementami od takich tuzów jak Lars Ulrich z Metalliki, Simon Neil z Biffy Clyro, Ben Koller z Converge czy Greg Puciato z The Dillinger Escape Plan. Trudno się dziwić - w końcu rzadko zdarza się kapela, która w tak błyskotliwy, przekonujący, a przede wszystkim emocjonalny sposób połączyłaby post-hardcore, punk i d-beat z nu metalem à la Deftones, shoegaze'm i screamo. Jednak najlepiej działa to właśnie na Unison Life (2022), który okazał się czarnym koniem w większości metalowych rankingów i podsumowań roku (w tym w polskim "Noise Magazine").

Jak sami podkreślają, nagrywając ten album, wyobrażali sobie, że te piosenki będą ostatnimi, jakie kiedykolwiek napiszą. Efekt jest taki, że jeśli ich poprzednie, już i tak mocno absorbujące krążki można porównać do wartkich strumieni, to Unison Life jest jak wodospad bezlitośnie uderzający w nas z całą siłą. Płyta - nagrana w czasie pandemii - jest bardziej eksperymentalna, ostrzejsza, ale i pełna klimatu. Jest bogato zdobionym metaforami opisem życia (jednostki, ale i społeczeństwa) pełnego zadowolenia przed jego nagłym, całkowitym rozpadem. Jest też wyrazem nadziei, że przyjdzie jeszcze czas, kiedy zamiast chaosu nastanie niczym niezmącony pokój. To gniewne piosenki o międzyludzkich, często coraz bardziej napiętych relacjach, ale również próbą odpowiedzi na pytanie, czy będąc muzykiem - a więc żyjąc niezgodnie z utartymi konwencjami społecznymi - naprawdę można się tym życiem cieszyć. Bo choć cały świat ochoczo wytwory muzyka konsumuje, to jego życia, wokół którego narosło wiele stereotypów, często nie tylko nie próbuje zrozumieć, ale nawet go zaakceptować.

Od strony stricte muzycznej Unison Life to całkowita żonglerka. Mamy kosmos i apokaliptyczny western spięty z prymitywnym folkiem, mistycyzmem Bliskiego Wschodu i brzmieniami hardcore (Miles Away, Brave), mamy szumiącego noise rocka, alt-rock z lat dziewięćdziesiątych i głośne echa z twórczości... Björk (Victoria i What Have We Done), mamy groove metal Prong z dekady wcześniej (Liar), a nawet chromatyczny black metal grzęznący w gitarowym pogłosie (Desert Rain). Tą płytą naprawdę trudno się znudzić. Bierzcie i jedzcie z niej wszyscy - bo choć to opowieść o granicy między poczuciem celu a całkowitym bezsensem, to właśnie dla takich albumów warto żyć. We wtorek będziemy mogli posłuchać go na żywo.

Sebastian Gabryel

  • Brutus
  • 14.03, g. 19
  • Tama
  • bilety: 105 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023