Nie tylko "gipsowy odlew"

Przed dwoma tygodniami dał ponoć rewelacyjny koncert w warszawskim klubie Stodoła. Miejmy nadzieję, że równie wspaniale będzie w najbliższy piątek, gdy Lech Janerka zagra w poznańskim CK Zamek.

Artysta ma na sobie błyszczącą, srebrną kurtkę, jest odwrócony profilem. Stoi obok białego, damskiego manekina - ubranego w mocno różowy żakiet. Podpis mówi o dacie i miejscu poznańskiego koncertu. - grafika artykułu
Lech Janerka, fot. materiały prasowe

Janerka wystąpi w Poznaniu opromieniony sukcesem, jakim okazał się  wydany przez niego po 18 latach przerwy (!) album Gipsowy odlew falsyfikatu. Któż inny mógłby sobie pozwolić na rockowej (nie mówiąc o popowej) scenie na tak długą przerwę między kolejnymi albumami? Tylko twórca prawdziwie niezależny, nie robiący sobie nic z list przebojów, tworzący i nagrywający wyłącznie według własnych zasad. Zresztą, dodajmy, że sam Janerka pozostaje mocno zdystansowany (by nie powiedzieć - krytyczny) wobec swoich dokonań - swoich kompozycji, gry na gitarze basowej oraz tak zwanego całokształtu twórczości. Szczęśliwie, całkiem odmiennego zdania - już od dekad - są jego sympatycy, także recenzenci oraz (o dziwo!) również branża muzyczna, która przyznała Janerce aż pięć nagród Fryderyka za ostatni album. Słusznie - niesłusznie? Niezależnie od frustracji młodszych wykonawców, stary mistrz nagrał po prostu płytę wielką. Swoją drogą, podczas ostatnich koncertów wykonuje ledwie kilka piosenek z najnowszej płyty, ale też dorobek ma tak wielki, że jest z czego wybierać, a publiczność zapewne nie ma mu za złe, że przypomina też wiele utworów ze swej przeszłości.

Janerka jest nadal jednym z najważniejszych i najwybitniejszych twórców polskiego rocka. Zarówno z uwagi na to, co stworzył niegdyś, jak też na to, jaką "siłę artystycznego rażenia" mają dziś jego wcześniejsze dokonania. Przypomnijmy, że pierwszym ważnym zespołem w jego biografii był legendarny dziś wrocławski Klaus Mitffoch. Grupa powstała już w 1979 roku, ale dla szerokiej publiczności zaistniała cztery lata później, gdy z sukcesem pojawiła się w ramach Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Talentów. Wkrótce w radiowych rozgłośniach (przede wszystkim Harcerskiej i Trójce) pojawiły się pierwsze świetne piosenki: Ogniowe Strzelby, Śmielej, Jezu jak się cieszę. Mimo ogromnego uznania, a wręcz ogólnopolskiej popularności tej ostatniej, żadna z wymienionych nie pojawiła się na debiutanckim albumie zespołu, zatytułowanym po prostu Klaus Mitffoch. Nie zmieniło to faktu, że była to płyta wybitna. Była? Do dziś jest uznawana za jedno z najwspanialszych dzieł w historii polskiej muzyki rockowej. Grupa zaproponowała muzykę łączącą punkową energię z elementami nowej fali, a do tego niezwykle ważne, niebanalne i mądre teksty Janerki.

Gdy Klaus był u szczytu popularności, lider rozwiązał go, by odtąd kontynuować karierę solową. Nie zrezygnował z gitar, basu, perkusji, ale jednym z najważniejszych wyróżników jego zespołu stało się brzmienie elektrycznej wiolonczeli. Zagrała na niej żona Janerki - Bożena, która do dziś jest współodpowiedzialna za fenomen jego muzykowania. Jego solowe dokonania były nie mniej wspaniałe niż twórczość Klausa Mitffocha. Pierwsza autorska płyta Historia podwodna została przez recenzentów zgodnie określona jako kolejne wydarzenie i do dziś uznawana jest za jedno z najistotniejszych dokonań polskich rockmanów. To tam znalazły się tak znakomite utwory jak Ta zabawa nie jest dla dziewczynek, Jest jak w niebie, Niewole, czy Konstytucje.

Wybitną intelektualną i muzyczną formę potwierdzały kolejne płyty nagrywane przez Janerkę: te nieco lżejsze, jak Piosenki, rockowo bezkompromisowe jak Bruhaha czy niosące mniej optymistyczne przesłania, mniej łagodne brzmieniowo - Ur oraz Dobranoc. Gdy na początku tego stulecia wydał fantastyczne, skrzące się pomysłami muzycznymi i tekstowymi Fiu fiu, a trzy lata później słynne Plagiaty z nie mniej słynnym Rowerem, nikt się chyba nie spodziewał, że na kolejny krążek trzeba będzie czekać tak długo. Tę przydługą przerwę wypełniały nie tylko okazjonalne koncerty mistrza, ale też np. wydana przed pięcioma laty świetna płyta Janerka na basy i głosy, na której hołd artyście (zgodnie z tytułem - z użyciem wyłącznie gitary basowej i głosu) składali m.in. Marcin Świetlicki, Wojciech Waglewski, Katarzyna Nosowska, Pablopavo. Potem w mediach pojawiły się dwa nowe utwory Zabawawa i Wanna na Wawelu, ale na nowy album wciąż trzeba było czekać. Czekać jednak było warto, bowiem Gipsowy odlew falsyfikatu jest dziełem znakomitym. A jak tam koncertowa forma Pana Lecha? Przekonamy się już w piątek!

Tomasz Janas

  • Lech Janerka
  • 10.05, g. 19
  • CK Zamek
  • bilety: 120 zł

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024