Niech zdjęcia zatańczą!
Poznańskie środowisko fotograficzne zna Cię jako animatora fotografii, nie fotografa. Tymczasem niedawno ukazała się twoja książka pt. "Gorzko" ze zdjęciami ze ślubów i wesel z lat 1975-1990. We wstępie do niej Vladimir Birgus - znany w międzynarodowych kręgach czeski kurator, historyk fotografii i pedagog - napisał, że jest ona niezwykle cennym dokumentem epoki, a Twoje nazwisko powinno dołączyć do grupy najważniejszych polskich fotoreporterów XX wieku w historii polskiej fotografii.
Bardzo ucieszyła mnie ta opinia i fakt, że tak ceniony autor napisał wstęp do mojej książki. Nie będę ukrywał - urosłem. W latach 70. i 80. zajmowałem się fotografią amatorsko. Fotografowałem śluby i wesela, robiłem fotoreportaże z ważnych wydarzeń kościelno-państwowych w Gnieźnie, trochę dokumentowałem krajobraz. Pracowałem w fabryce obuwia Polania, najpierw na taśmie, później jako brygadzista, a od 1986 do 1991 roku byłem kierownikiem Zakładowego Domu Kultury. Od 2002 do 2021 roku pracowałem w dziale fotografii poznańskiej Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, gdzie mało fotografowałem, dużo animowałem. W latach 80. widziałem potencjał w zdjęciach weselnych, one pojawiały się na wystawach amatorskich w Gnieźnie, ale traktowałem je jako ciekawie zrobiony dokument, a nie dzieło sztuki, które ma mnie wynieść do roli twórcy dużej rangi.
Jak to się stało, że zostałeś fotografem ślubów i wesel?
Na początku były wesela znajomych i rodziny. Później młode pary polecały mnie swoim znajomym. Sprawnych technicznie fotografów nie było wtedy wielu. Trzeba było mieć sprzęt analogowy, umieć go obsługiwać, mieć dostęp do ciemni i umiejętności, żeby te zdjęcia wywołać. Wykonywanie technicznie poprawnych fotografii było rzemiosłem w pełnym tego słowa znaczeniu. Bardzo lubiłem tę robotę. Głównie dlatego, że słoń mi na ucho nadepnął, kompletnie nie umiem tańczyć, więc jako fotograf miałem pretekst, żeby się od tańcowania na weselach wymigać. (śmiech)
Jak dużo fotografowałeś, pamiętasz pierwsze wesele?
W tym roku jest uroczystość 50-lecia małżeństwa pary, na której weselu fotografowałem po raz pierwszy. Rocznie obsługiwałem około 20 wesel, głównie w Gnieźnie i okolicach, ale okazjonalnie pracowałem również poza Wielkopolską. Z każdej uroczystości młoda para otrzymywała ode mnie sto odbitek. Nie traktowałem jednak tego zajęcia zarobkowo, płacono mi właściwie za pokrycie kosztów materiałów.
Gdy się patrzy na Twoje fotografie, nie można pozbyć się wrażenia dużej dojrzałości wizualnej, umiejętności reagowania na ważne momenty uroczystości - kompetencje cechujące doświadczonego fotografa prasowego. Od kogo się uczyłeś?
Byłem samoukiem. Nie miałem mentorów, ulubionych czy podglądanych fotografów. Fotografowałem bardzo intuicyjnie, starając się tylko trzymać podręcznikowych zasad równoważenia kompozycji, szukania mocnych punktów kadru itd.
Książka "Gorzko" jest niezwykłym zapisem zmiany polskiej rzeczywistości, zmian otoczenia, w jakim ślubno-weselny rytuał społeczny się odbywa. Uderza ciasnota pomieszczeń, w których odbywały się wesela, moda, dekoracje...
...było oczywiście dużo skromniej niż dziś, korzystano z dostępnych w okolicy świetlic albo z własnych niewielkich domostw. Mało kto wie, że na gnieźnieńskich weselach podawano gościom tort w kształcie krokodyla. Ta tradycja zanikła. Coraz rzadziej zaprasza się też na wesela księży. Wypitego alkoholu dziś też jest zapewne mniej, w związku z tym niektórych "spontanicznych" zachowań już nie sfotografujemy.
Jak to się stało, że po 30 latach wróciłeś do tych zdjęć?
Trzy lata temu przeszedłem na emeryturę, mogłem zacząć pracę nad swoim archiwum. Rok później wydana została świetnie przyjęta książka podsumowująca twórczość innego gnieźnieńskiego fotoreportera Janusza Chlasty. Pomyślałem, że moje "śluby" też mogłyby złożyć się w książkę. Zeskanowałem 400 zdjęć, zacząłem je pokazywać. Mariusz Forecki z poznańskiego Pix.House zapalił się do pomysłu publikacji, zeskanował ponownie wybrane zdjęcia i podjął się ułożenia sekwencji. Andrzej Dobosz z kolei opracował cały projekt graficzny, wpadł na pomysł z dołożeniem tekstów przyśpiewek weselnych i wymyślił tytuł "Gorzko".
Rozmawiał Grzegorz Dembiński
- Władysław Nielipiński, "Gorzko"
- wyd. Pix.House
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Ostatni z Teya
Kultura na weekend
Popiół czy diament?