grafika z logotypem Biuletynu Miejskiego

Biuletyn Miejski

Dzikie zwierzęta żyją blisko nas

Jak służby miejskie radzą sobie z dzikimi zwierzętami, które coraz częściej zaglądają na poznańskie osiedla i ulice, i to nie tylko na te położone na peryferiach?

Dziki na os. Przyjaźni (fot. W. Gładysiak) - grafika artykułu
Dziki na os. Przyjaźni (fot. W. Gładysiak)

Zastanawiali się nad tym radni i goście na posiedzeniu Komisji Ochrony Środowiska, które odbyło się 17 lipca. Jak informował Hieronim Węclewski, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa, zgodnie z przyjętą procedurą informacje o dzikich zwierzętach pojawiających się w mieście mieszkańcy mogli przekazywać do Straży Miejskiej. To strażnicy kierowali sprawę do odpowiednich służb. W razie potrzeby sprowadzano weterynarza. Od maja, na podstawie umowy zawartej z pogotowiem weterynaryjnym, to właśnie ta jednostka zajmuje się zwierzętami, które pojawiają się w terenie zurbanizowanym.

Z kolei zwierzętami, którym potrzebna jest pomoc, a które znajdują się w lasach, opiekuje się Zakład Lasów Poznańskich.

Wojciech Ratman, komendant Straży Miejskiej, zapewnił, że strażnicy przyjmują zgłoszenia w tej sprawie przez całą dobę. Po jej weryfikacji decyzję o wysłaniu firmy weterynaryjnej podejmuje Wydział Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa.

Co jednak zrobić, kiedy mieszkańcy widzą, że zwierzęta zaczynają się pojawiać w pewnych miejscach regularnie? Czy obecne procedury nie są zbyt skomplikowane? - Moim zdaniem dzikich zwierząt w Poznaniu jest coraz więcej - przyznawał przewodniczący Komisji Bartosz Zawieja. I dodawał - żeby nie było tak, że dziki pojawią się pod Ratuszem...

W ocenie Barbary Nowaczyk-Gajdzińskiej z ZLP problem jest znacznie szerszy. To nie tylko dziki i sarny, ale także kuny czy jeże, które wpadają do instalacji odwadniających przy linii PST. Co zrobić z rannymi zwierzętami, albo takimi, które dzieci przyniosły z ogródka lub lasu? Nie ma systemowego, pełnego rozwiązania tego problemu w naszym mieście. Potrzebny byłby azyl - miejsce, w którym ranne zwierzę, np. sarna, mogłoby zostać wyleczone przed odwiezieniem go do lasu.

W czasie dyskusji zastanawiano się m.in. nad kosztami utworzenia takiego azylu. Mógłby powstać np. przy jednej z poznańskich leśniczówek.

Na jeszcze inny aspekt zwracał uwagę Jarosław Nowak, zastępca dyrektora Zakładu Lasów Poznańskich. Mamy już populację "miejskich" zwierząt, które żyją obok nas, wychowują swoje młode i nie uciekają przed ludźmi. Zdarza się też, że mieszkańcy dokarmiają dzikie zwierzęta, chociaż koła łowieckie w wystarczającym stopniu dbają o nie i robią to tam, gdzie powinno się to robić, czyli w ich naturalnym środowisku.

- W granicach Poznania są lasy - dodawał dyrektor Hieronim Węclewski. - Ten, kto uprawia biegi w lesie może na swojej drodze napotkać np. dzika. W takiej sytuacji pojawia się pytanie: kto tutaj tak naprawdę jest intruzem - człowiek, czy ten dzik? (co)