grafika z logotypem Biuletynu Miejskiego

Biuletyn Miejski

Gloria victoribus!

Powstanie wielkopolskie "żyć będzie w pamięci narodu po wieki" - wieszczył w grudniu 1919 roku pewny swego "Kurier Poznański". Niełatwa historia XX wieku sprawiła, że realizacja tego postulatu okazała się wyzwaniem ze wszech miar skomplikowanym. Możemy się dziś pokusić o postawienie tezy, że niepodległościowy zryw Wielkopolan sprzed stu lat coraz lepiej funkcjonuje w ogólnopolskiej świadomości historycznej. Zwłaszcza w nowym tysiącleciu obserwujemy na tym polu znaczący progres, w czym największe zasługi położyli, co nie jest niespodzianką, sami Poznańczycy.

Pomnik Powstańców Wielkopolskich na Cmentarzu Górczyńskim, 1932 r., fot. ze zb. NAC - grafika artykułu
Pomnik Powstańców Wielkopolskich na Cmentarzu Górczyńskim, 1932 r., fot. ze zb. NAC

Odpowiedzialność za marną rangę powstania wielkopolskiego u progu lat 90. ponoszą w ogromnej mierze rządzący Polską po 1945 roku komuniści, którzy z pewnymi oporami zaanektowali jego tradycję do swoich czysto legitymizacyjnych celów. Lubili przy tym podkreślać, że dopiero za ich sprawą zyskało ono "ocenę odpowiadającą jego rzeczywistej roli historycznej i weszło na trwałe do skarbnicy najlepszych tradycji narodowych", stawiając się w ten sposób w czytelnej kontrze wobec II RP, rzekomo fałszującej "prawdziwy" obraz powstania i stale umniejszającej jego znaczeniu. Ów uparcie powtarzany sąd był jednym z elementów polityki historycznej PZPR i w najmniejszym stopniu nie odpowiada prawdzie. Wszak jeśli mielibyśmy wskazać okres, w którym pamięć powstania wielkopolskiego miała się najlepiej, to byłoby nim właśnie dwudziestolecie międzywojenne.

W II RP, mimo silnych politycznych podziałów i toczonych bez pardonu sporów, powstanie zachowywało wyjątkowo silną pozycję i stanowiło ważny, niekiedy wręcz formacyjny element zbiorowej tożsamości znacznej części Polaków. Świadczą o tym m.in. bogate obchody jego kolejnych rocznic, by wspomnieć choćby tę pierwszą, na którą przybył do stolicy Wielkopolski żegnający się z teką prezydenta rady ministrów i uwielbiany w Poznaniu Ignacy Jan Paderewski, jego następca Leopold Skulski, a także Naczelnik Józef Piłsudski, który odebrał u stóp zamku imponującą wojskową defiladę. I choć z kolejnymi rocznicowymi wizytami składanymi przez gości z Warszawy było potem, najoględniej rzecz ujmując, "różnie", to pietyzm, z jakim władze miejskie i wojewódzkie podchodziły do organizacji powstańczych jubileuszy, musi budzić uznanie. Prym na tym polu wiódł zwłaszcza prezydent Cyryl Ratajski, który osobiście angażował się w szereg najdrobniejszych niekiedy spraw składających się na "uroczysty obchód 27 Grudnia".

Mocno odczuwalne polityczne pęknięcie znamionujące czasy II RP znajdowało przełożenie na środowiska kombatanckie zrzeszające uczestników powstania. W przeciwieństwie do tzw. ludowej Polski mogły one wprawdzie swobodnie działać, jednak ich rozdrobnienie nie pomagało bynajmniej w osiągnięciu konkretnych postulatów. Obok organizacji zrzeszających weteranów powstania poważą pracę na rzecz utrwalania jego pamięci wykonywali bez wątpienia przedstawiciele środowisk twórczych. Wymieńmy tu Czesława S. Sonnewenda (1885-1939) i jego tekę litografii pt. Ver Sacrum, zamęczonego przez Niemców u progu II wojny światowej malarza i ilustratora Leona Prauzińskiego (1895-1940), którego prace powielano w wielotysięcznych reprodukcjach, czy też znanego poznańskiego batalistę Leona Wróblewskiego (1895-1975), autora cyklu olejnych obrazów poświęconych powstańczym walkom. Przedstawicielom sztuk plastycznych kroku starali się dotrzymywać literaci, wśród których należałoby przede wszystkim przywołać największego barda powstania - Romana Wilkanowicza (1886-1933), autora m.in. Bezimiennych bohaterów Powstania Wielkopolskiego, czy też Stanisława Rybkę ps. "Myrius" (1884-1937), spod którego pióra wyszły liczne żołnierskie pieśni, w tym Marsylianka wielkopolska, do której muzykę napisał Feliks Nowowiejski.

Częstym zarzutem stawianym na powstańczej niwie II RP był w czasach powojennych fakt, że w przeciwieństwie do PRL, przez 20 międzywojennych lat nie stanął w Poznaniu centralny pomnik powstania wielkopolskiego. Co ciekawe, pomysł budowy pomnika Wolności, bo tak brzmiała jego właściwa nazwa, został oficjalnie zaakceptowany na forum Rady Miasta już w 1919 roku. Szereg bardziej pilnych z perspektywy magistratu spraw spowodował jednak, że konkurs na jego budowę w obrębie, co istotne, placu Wolności, został rozstrzygnięty dopiero w listopadzie 1927 roku. W prestiżowej rywalizacji, do której stanęło 30 artystów, zwyciężyli ostatecznie Władysław Marcinkowski i Marian Andrzejewski, proponując monumentalne rozwiązanie w postaci strzelistej kolumny zwieńczonej posągiem mężczyzny o antycznych rysach, na którego nadgarstkach można dostrzec zerwane kajdany. Nie wiemy niestety, dlaczego nie doszło do realizacji zakupionego przez miasto projektu. Być może owo zaniechanie miało czysto merkantylną genezę, którą łatwo wytłumaczyć nadciągającym kryzysem ekonomicznym. Nie bez wpływu na taki, a nie inny stan rzeczy pozostawały zapewne kontrowersje związane z wielokrotnie podnoszoną przez znanych architektów i urbanistów kwestią lokalizacji przyszłego monumentu, a także fakt, iż w tym samym czasie mocno przyspieszyły prace nad pomnikiem Najświętszego Serca Pana Jezusa, zwanego też pomnikiem Wdzięczności, który w dużym stopniu zagospodarowywał kwestię upamiętnienia "Odrodzenia Polski i Powstania Wielkopolskiego", podobnie zresztą jak odsłonięty w 1927 roku pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich. W ten sposób głównie w latach 20. istotnym miejscem pamięci, wokół którego ogniskowały się obchody kolejnych rocznic powstania, był odsłonięty w 1924 roku i nad wyraz udany pomnik poświęcony poległym powstańcom autorstwa Stanisława Jagmina, ulokowany na cmentarzu Górczyńskim.

Wszystkie wymienione pomniki, a także dziesiątki innych powstańczych miejsc pamięci rozsianych po całej zachodniej Polsce, podzieliły wkrótce smutny los. Wraz z wybuchem II wojny światowej niemiecki okupant błyskawicznie przystąpił bowiem do bezwzględniej walki z legendą antyniemieckiego powstania, która odbywała się de facto na dwóch płaszczyznach. Pierwsza miała czysto symboliczny wymiar i sprowadzała się do metodycznego niszczenia wszelkich materialnych śladów świadczących o polskiej wiktorii 1918/1919. Druga miała ściśle ludobójczy charakter i polegała na zaplanowanej eksterminacji powstańców wielkopolskich. Warto w tym miejscu dodać, że wielu powstańców, którzy uniknęli kaźni z niemieckich rąk, dokonało żywota w obozach i dołach śmierci NKWD.

Tuż po zakończeniu II wojny światowej wiele wskazywało na to, że na wskroś antyniemieckie powstanie wielkopolskie stanie się kluczowym elementem wchodzącym w skład polityki historycznej nowych władz. Prędko się jednak okazało, że niezmiernie trudno pogodzić ową antyniemieckość z jednoznacznie konserwatywną tradycją stojącą w Wielkopolsce za jego sukcesem. To z kolei spowodowało, że partyjna propaganda rozpoczęła operację, w ramach której obowiązywał zasadniczy ideologiczny imperatyw: samo powstanie, w przeciwieństwie do jego "reakcyjnych" warstw przywódczych, miało czysto ludowy, plebejski charakter. Wraz z nastaniem stalinizmu nawet taka koncesja okazała się niewystarczająca, co pociągnęło za sobą nie tylko likwidację odrodzonego tuż po wojnie i "politycznie niepewnego" Związku Powstańców Wielkopolskich, ale wiązało się również z wyrzuceniem powstania poza obręb dyskursu publicznego. Rewizja tak pojmowanej polityki historycznej była możliwa dopiero w 1956 roku i pozostawała w ścisłym związku ze zmianami, jakie nastały w PRL w dobie odwilży, której ważkim elementem był Poznański Czerwiec 1956. Wyniesiony na nowo do władzy Władysław Gomułka wyraźnie szukał bowiem rozmaitych sposobów na rzecz pozyskania przychylności zbuntowanego miasta i jego mieszkańców. Jednym z nich miało być docenienie historycznej roli powstania wielkopolskiego i otwarcie się na środowisko jego weteranów.

Wraz z ustabilizowaniem przez Gomułkę sytuacji politycznej partyjne centrum władzy wyraźnie straciło zainteresowanie powstaniem. Obchody jego kolejnych rocznic były wprawdzie możliwe, a nawet mile widziane, miały jednak wyraźnie dostrzegalny lokalny koloryt, o czym świadczył tzw. drugi garnitur partyjnych oficjeli posyłanych z Warszawy do Poznania na powstańcze akademie. Tak czy inaczej weryfikacja oceny powstania sprawiła paradoksalnie, że z czasem zielone światło uzyskał pomysł budowy pomnika Powstańców Wielkopolskich w Poznaniu. Centralnym elementem pomnika, odsłoniętego ostatecznie we wrześniu 1965 roku, uczyniono wysoki na kilkanaście metrów trzon, opasany odlanymi w brązie płaskorzeźbami spiętymi piastowskim orłem. Znalazło się na nich miejsce dla wrzesińskich dzieci, Michała Drzymały, Franciszka Ratajczaka, a także... Marcina Kasprzaka. Płaskorzeźby miały stanowić narracyjne i programowe dopełnienie drugiego członu pomnika. Była nim wolno stojąca rzeźba figuralna przedstawiająca dwójkę umundurowanych powstańców: oficera i szeregowca.

Widowiskowość owego przedsięwzięcia w żadnym stopniu nie może się jednak równać z rozmachem, z jakim zaaranżowano w Poznaniu obchody 60. rocznicy powstania. Liczba rozmaitych wydarzeń, akademii, książkowych i artystycznych premier szła w grudniu 1978 roku w dziesiątki. Pewne symptomy ujawniające zmianę w zakresie kształtowania polityki historycznej władz PRL wobec powstania dały o sobie znać dopiero w latach 80. W tym kontekście wymieńmy choćby odbudowę pomnika 15. Pułku Ułanów Poznańskich, odsłonięcie pomnika Zdobywców Lotniska Ławica, który jednakże opatrzono mocno zideologizowaną tablicą pamiątkową, sprowadzenie na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan i pochówek z wojskowymi honorami prochów gen. Stanisława Taczaka.

Wolna Polska, co zakrawa na spory paradoks, w swej pierwszej dekadzie nie okazała się dla tradycji powstania wielkopolskiego zbyt łaskawa. Wyrastające wprost z politycznej praktyki czasów PRL przekonanie o jej lokalnym i nikłym znaczeniu sprawiło, że tzw. "Warszawa" nie przejawiała nią większego zainteresowania. Ów smutny obraz uległ poważnej zmianie wraz z nastaniem XXI wieku, gdy poznaniacy i Wielkopolanie na nowo odkryli chlubne dziedzictwo swoich przodków, czego koronnym dowodem pozostają wyjątkowo huczne obchody 90. rocznicy powstania. Pozostaje wyrazić nadzieję, że notowany od tego czasu ustawiczny proces odrodzenia jego pamięci pozostawi po sobie mocny i trwały ślad.

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018