Tama Garbarska już w okresie pruskim zaczęła pełnić ważne funkcje. Zasadniczo wynikało to z podjętej na przełomie lat 20. i 30 XIX wieku decyzji o zamianie Poznania w pruską twierdzę. Wkrótce na wyniosłym Wzgórzu Winiarskim zaczął powstawać poligonalny Fort Winiary (Cytadela). Jeszcze później u podnóży Cytadeli przebiegła linia kolejowa i wybudowano stację pod nazwą "Posen Gerberdamm". To wtedy wzniesiono pierwszy most kolejowy na Warcie w tym miejscu. Przejeżdżały tędy wszystkie pociągi na trasie między Poznaniem a Gnieznem, Gdańskiem, Bydgoszczą, czy Warszawą. Warto dodać, że podróż kolejowa z Poznania do stolicy w okresie międzywojennym prowadziła przez Toruń.
Dodatkowo wraz z budową Fortu Winiary wzniesiono tzw. Wielką Śluzę, czyli urządzenia fortyfikacyjno-hydrotechniczne, łączące Cytadelę z położonym na drugim brzegu Warty Fortem Roon. Z Cytadeli na Ostrów Tumski prowadził więc jeszcze jeden most - była to forteczna gródź na Warcie, położona nieco w dół rzeki od przeprawy kolejowej. Miała 82 metry rozpiętości, 19 - szerokości i aż 12 przęseł. Konstrukcję rozebrano w dwudziestoleciu międzywojennym ze względów przeciwpowodziowych. Po Wielkiej Śluzie postały relikty: jest to przede wszystkim fragment poterny, czyli dostępna w rejonie zbiegu al. Armii Poznań z ulicami Szelągowską i Na Stoku droga wjazdowa na Cytadelę, a także mur oporowy nad Wartą od strony ul. Szelągowskiej, szczególnie dobrze widoczny z prawego brzegu Warty, spod mostu kolejowego. Zachował się też fragment wschodniego przyczółka mostu, który był jednocześnie granicą prawobrzeżnego Fortu Roon, na obszarze którego znajdują się dziś zabudowania Elektrociepłowni Poznań-Garbary. Obiekty te jako pozostałości mają charakter zabytkowy i są prawem chronione.
Obecny kształt mostu kolejowego, tworzący wprawdzie ciekawy akcent kompozycyjny (szczególnie ładnie widoczny od strony mostu Chrobrego, z zadrzewioną Cytadelą w perspektywie), jest jednak nieco inny niż przed wojną. Wtedy też most kolejowy na Tamie Garbarskiej był obiektem szczególnego zainteresowania wywiadowczego. Jako że most ten - oprócz przeprawy na Starołęce - stanowił jedyny w Poznaniu szlak komunikacji kolejowej przez Wartę zyskiwał szczególnie ważne znaczenie strategiczne na wypadek wojny. Z tego też powodu - jak odkrył w toku kwerendy archiwalnej podczas pracy nad książką autor niniejszych słów - informacje o moście na Tamie Garbarskiej przekazywane były sowieckiemu wywiadowi. Konfident tego wywiadu, poznański robotnik, należał do nielegalnych w II RP struktur Komunistycznej Partii Polski i zajmował się jej techniką na terenie Koła KPP Stare Miasto, mieszkając nieopodal Garbar. Prawdopodobnie przedstawiciel rezydenta OGPU (Objedinionnoje Gosudarstwiennoje Politiczeskoje Uprawlenije czyli Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny) z poselstwa rosyjskiego w Warszawie przekazał poznańskiemu konfidentowi polecenie zdobycia na potrzeby Związku Sowieckiego następujących informacji: - szerokość, długość i liczba torów na moście Tama Garbarska, częstotliwość przejazdu pociągów osobowych i towarowych przez ww. most, stopień obstawienia mostu i pobliskiej stacji kolejowej policją i wojskiem. Ponadto konfident miał zdobyć bilety z nazwą "Poznań-Tama Garbarska", druki z rozkładem jazdy pociągów i oszacować prędkość przejazdu pociągów przez most.
Podczas jednej z akcji wiosną 1928 r., w pociągu jadącym do Poznania z Torunia na wysokości dzisiejszych Zawad ujawnili się tajniacy Policji (prawdopodobnie byli to funkcjonariusze tzw. Defy czyli Defensywy - oddziału politycznego Policji Państwowej), którzy przystąpili do wyrywkowych rewizji u pasażerów. Tymczasem w pociągu przebywał wspomniany mieszkaniec Poznania, konfident OGPU i Kominternu, działacz nielegalnej KPP. Wyrzucił on z pociągu w popłochu paczkę z ulotkami przeznaczonymi do powielania w ramach techniki miejskiej KPP. Wspomniana partia nie posiadała w Poznaniu własnej drukarni i przywożono do miasta w konspiracji gotowe ulotki, zaprojektowane i wydrukowane w nielegalnych drukarniach komunistycznych w Warszawie lub Łodzi. W Poznaniu była możliwość ich powielania. Agenci Defy na ogół czaili się na kapepowców na poznańskim dworcu, gdzie podczas przeszukań dochodziło do wpadek. Tzw. kombibuła (komunistyczne gazetki podziemne) mogłaby być nawet dowodem w sprawach karnych o zbrodnię główną zdrady stanu, za co sądy II Rzeczypospolitej wymierzały wieloletnie kary ciężkiego więzienia lub twierdzy. Utrwalił się więc przez wspomniany incydent z rewizją w samym pociągu, zwyczaj wyrzucania przez komunistów z jadącego pociągu paczek z nielegalnymi materiałami tuż przed wjazdem na most kolejowy na Tamie Garbarskiej. Paczka miała wylądować na prawym brzegu Warty w rejonie kąpieliska przy elektrociepłowni, gdzie czekał już na nią odbiorca - wysłannik lokalnych struktur KPP. Jak się okazuje, niektóre z paczek mogły być jednak bardzo cenne.
Stosunkowo niski status materialny nielicznych w skali kraju członków Komunistycznej Partii Polski, a co za tym idzie ubóstwo tej partii, były kompensowane przez tajne dotacje, przekazywane przez cały okres istnienia tej nielegalnej partii przez Komintern (Kommunisticzeskij internacyonał, czyli Międzynarodówka Komunistyczna). Szczególnie intensywne wsparcie nielegalna KPP otrzymała ze Związku Sowieckiego w latach 1928-1929, czyli w okresie konsolidacji władzy przez Stalina i podczas przesilenia ideologicznego w KPP. Grupa kurierów, dostarczających strukturom KPP w Polsce złoto z Kominternu była nieliczna i w latach 1928-1930 wynosiła nie więcej niż 10-15 osób. Byli to najgłębiej zakamuflowani funkcjonariusze Kominternu, OGPU lub INO (Inostrannyj Otdieł, czyli wywiad OGPU, a potem NKWD) występujący na terenie Polski jako nielegałowie z fikcyjnymi nazwiskami i fałszywą tożsamością. Nawet najściślejsze kierownictwo KPP nie znało ich prawdziwego rodowodu. Lojalność tych szpiegów miała Stalinowi zapewnić pełną kontrolę nad kierownictwem KPP w Polsce. Z tego tez powodu zarówno Stalin, jak i Bucharin (szef Kominternu) kładli nacisk, aby kurierami tymi byli odpowiednio przygotowani wywiadowczo i ideologicznie sowieccy Żydzi. Uznawano ich bowiem, mimo antysemityzmu Stalina, za nieprzywiązanych do żadnego narodu, a tym samym najbardziej gorliwych wyznawców ideologii rewolucyjnej. Swojego pochodzenia w Polsce agenci ci nigdy nie ujawniali nie tylko wobec legalnych władz II RP, czy policji, ale też wobec najwyższych przedstawicieli KPP. Ci spośród owych nielegałów, którzy nie zostali wraz z większością rozwiązanej w 1938 r. kadry partyjnej KPP wezwani do ZSRS, gdzie by ich następnie zgładzono w ramach Wielkiej Czystki, pozostali na terytorium Polski w stanie uśpienia (tzw. matrioszki) z przeznaczeniem do odegrania ważnej roli w drugim okresie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i po 1945 r.
Jedna z takich osób (co najmniej) działała też w przedwojennym Poznaniu. Według anegdoty, w październiku 1929 r., w obawie przed wpadką na dworcu Poznań-Tama Garbarska lub Poznań Główny, człowiek ten, wracając pociągiem z Gdańska, z nielegalnej eskapady do ZSRR, wyrzucił z pociągu w rejonie mostu kolejowego na Garbarach tajny pakunek ze złotem na potrzeby poznańsko-pomorskich struktur KPP.
Adam Suwart
Wykorzystano wyniki kwerend archiwalnych prowadzonych w 2018 r. ramach Stypendium twórczego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019