W Nowym Roku pamiętamy o zawodowcach! Jeden z nich zaczynał u Modesta Amaro....

Ma 35 lat, żonę, dwoje dzieci i pracę, z której jest bardzo zadowolony. Kim jest? Szefem kuchni w Hotelu "Mercure" w Poznaniu. Menedżerem i kucharzem w jednym. Organizuje pracę ludzi, ustala menu, karmi wykwintnie wykwintnych gości. A wszystko to po szkole zawodowej. Marcin- to kolejny nasz poznański "zawodowiec", którego z dumą pokazujemy wszystkim, także tym, którzy nie chcą wierzyć, że szkolenie zawodowe to droga do sukcesu..

Marcin Hajnce - grafika artykułu
Marcin Hajnce

Prawdę mówiąc, jako nastolatek miałem ochotę zostać kelnerem, ale jakoś tak trafiłem doklasy o profilu: kucharz i trochę przypadkiem właśnie kucharzem zostałem- uśmiecha się Marcin Hajnce. I powiem tak- to właśnie zawodówka wytyczyła mi ścieżkę w życiu. Bo choć później ukończyłem też technikum gastronomiczne, to właśnie w zawodówce, podczas praktyk, tak naprawdę nauczyłem się gotować. Fakt, że na te praktyki przyjmowały nas kuchnie hoteli Orbis, a były one na wysokim poziomie, wiele tutaj znaczył. Byliśmy tam  chłopcami nie tylko od sprzątania, ale też od gotowania. A kiedy skończyłem szkołę- Zespół Szkół Gastronomicznych w Poznaniu- to prosto z bezrobocia trafiłem do "Palais de Jardin", gdzie szefem kuchni był sam Wojciech Modest Amaro. I to był już dla mnie inny świat- świat fois gras, przepiórek czy rilet z gęsi. Nowe techniki podawania jedzenia, nowe formy gotowania. Pan Amaro był wymagający, pracowałem po 14 godzin dziennie, pensja była niewysoka, ale bardzo dużo tej mojej pierwszej pracy zawdzięczam. Potem był już tylko skok wzwyż- nagle wielu kucharzy wyjechało  do Irlandii czy Anglii, zrobiło się miejsce dla młodych, jak ja  i można było awansować w szybkim tempie. Zostałem szefem kuchni w "Papa Vero", a od roku szefuję kucharzom w Hotelu "Mercure". To praca bardziej organizacyjna, logistyczna niż twórcza, muszę pilnować listy zakupów, rozdzielać zadania, ale ja to lubię. A gotować- po prostu uwielbiam. Nie ma większego znaczenia, czy mam zrobić mięsa czy makarony- lubię przyrządzać wszystko. Nie mam też ulubionego dania, z którym czekam wieczorem na żonę- jej smakuje, to, co ugotuję zawsze. Ona kocha makarony i kluski, więc najczęściej takie dania szykuję- wczoraj zrobiłem szybciutko makaron z sosem bolońskim, bo akurat miałem w domu wołowinę...

Marcin pracuje sporo, ale nie narzeka. Foodcosty, rauty, konferencje- wszystko obsługuje sprawnie, jak należy. Dla swoich dwunastu kucharzy jest szefem wymagającym, ale nie generuje konfliktów. Jestem zdania, że problemy należy rozwiązywać, a nie piętrzyć- mówi. Mamy u nas system premii taki, że oczywiście mogę kucharzom zabrać pieniądze, ale staram się tego nie robić. Zawsze można się dogadać, jeśli ktoś zrobi błąd. Sam też byłem tak traktowany i może dlatego nie przestałem lubić mojej pracy. To ważne- z chęcią wstawać z łóżka po to, by zająć się obowiazkami.

Czuje się spełniony zawodowo, w końcu prowadzi kuchnię w hotelu drugim co do wielkości w Poznaniu, hotelu, który ma cztery gwiazdki i wieloletni prestiż. Czy chciałby mieć własną knajpę? Może kiedyś- uśmiecha się Marcin. Na razie jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Żyję stabilnie i bezpiecznie. Rozwijam się zawodowo. Jest fajnie. A wszystko dlatego, że kiedyś, przed laty podjąłem mądrą i słuszną decyzję. Jak szkoła- to tylko zawodowa. Nigdy nie pożałowałem tego kroku