Paradoks o konduktorze

Zdzisław Wardejn wyszedł z domu 28 czerwca 1956 roku o 7.30 i zniknął bez śladu. Po powrocie 30 czerwca 1956 roku dowiaduje się, że nie żyje.

Część kartotegi Zdzisława Wardejna. Dwa zdjęcia z prawego i lewego profilu. - grafika artykułu
Zdzisław Wardejn

Zwykły nastolatek  

Zdzisław Wardejn urodził się 21 kwietnia 1940 roku w Warszawie. W czasie Poznańskiego Czerwca "56 był 16-latkiem, który właśnie skończył szkołę i miał nadmiar wolnego czasu. Zainteresowany tym, co dzieje się na ulicach Poznania, postanowił udać się za tłumem strajkujących robotników, żeby "po prostu popatrzeć".  

Nie uczestnik, a obserwator  

Po wielu latach aktor przyznał, że nie brał udziału w demonstracjach. Postanowił wmieszać się w tłum i obserwować, jak rozwija się marsz. Wraz z tłumem udał się na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Wieczorem, gdy stracia z żółnierzami nadal trwały, zdecydował się wrócić do domu.  

Po drodze zorientował się, że cały teren został obstawiony przez wojsko. Podszedł do niego rosyjski żołnierz w polskim mundurze i aresztował. Zdzisiek został oskarżony o udział w wystąpieniach przeciwko państwu i wysłany do aresztu na Ławicy.  

Niespotykana pomyłka 

Mama Zdzisława wróciła do domu ok. 21.00. Zauważyła, że w mieszkaniu nadal nie ma jej syna. Dodatkowo zaniepokoiły ją informacje o strzelaninie na ul. Kochanowskiego oraz fakt, że wśród ofiar był nastoletni chłopak.Następnego dnia rozpoczyna poszukiwania Zdziśka po wszystkich szpitalach w Poznaniu.  

W końcu udała się do szpitala im. Strusia, gdzie w kostnicach leżą ofiary strzelaniny pod UB. Wśród nich rozpoznała swojego syna Zdzisława Wardejna. Natychmiast domagała się wydania ciała, pobrała zasiłek pogrzebowy i przygotowałado pochowania własnego dziecka. 

Matka chciała jak najszybciej pochować Zdzisława, dlatego udała się do kaplicy na Junikowie, gdzie poprosiła o nabożeństwo pogrzebowe. W uroczystości wzięłaudział rodzina Wardejna, a następnie wszyscy pojechali się do mieszkania zmarłego.  

Powstały z grobu 

30 czerwca 1956 roku ok. 21.00 Zdzisław Wardejn wrócił do domu. Kilka godzin wcześniej został zwolniony z aresztu na Ławicy. Początkowo nikt nie chciał otworzyć mu bramy, rodzina myślała, że to pomyłka. W końcu do Zdziśka wyszedł jego ojciec chrzestny. Wziął chłopaka w ramiona i zaczął płakać.  

Konduktor  

Po roku od pochowania Nieznanego Mężczyzny okazało się, że był to jeden ze strajkujących tramwajarzy - konduktor Kazimierz Wieczorek. Mężczyzna brał czynny udział w wystąpieniu robotników. Początkowo udał się pod KW PZPR, a później pod ZUS, gdzie został postrzelony w głowę. Ranny Kazimierz został przetransportowany do szpitala im. Raszei. Do rannego przychodzi funkcjonariusz UB z rozkazem aresztowania konduktora.  

Z niewyjaśnionych przyczyn, mimo niegroźnej rany, Kazimierz został wyniesiony ze szpitala martwy. Następnie z zabandażowaną twarzą trafił do kostnicy w szpitalu im. Strusia. To tam omyłkowo został rozpoznany jako Zdzisław Wardejn.  

Paradoks konduktora  

Zdzisław Wardejn był uznawany za martwego jeszcze przez 2,5 miesiąca od pogrzebu.  

Ta niezwykła historia została udokumentowana w formie filmu pod tytułem "Paradoks o konduktorze", w którym w narratora wcielił się sam Zdzisław Wardejn. Film przybliża nie tylko niezwykłą pomyłkę, ale także przebieg wydarzeń Poznańskiego Czerwca "56.