Musimy do tego wyścigu przystąpić [filmowy Poznań]
Czy warto w ogóle wchodzić w obszar produkcji filmowej, który jest już zajęty przez innych, lepszych? Może skupmy się na tym, w czym naprawdę jesteśmy dobrzy...
Michał Gramacki: Dopóki jako Poznań nie będziemy funkcjonować w przestrzeni audiowizualnej, która jest bardzo ważna, będziemy odstawać od innych miast. To naturalny krwiobieg miejski. Mniejsze polskie miasta, żeby nie mówić już o Sandomierzu, robią to, więc my też musimy wykorzystać to, co jest naszym potencjałem. Nie chodzi tylko o wielkie amerykańskie produkcje, ale także polskie.
Co jest więc naszym potencjałem?
M.G.: Po pierwsze jest to nasza operatywność jako Poznan Film Commission oraz wysoka dyspozycyjność. Filmowcy to grupa ludzi znających swoją wartość i jeśli wyczują, że jest jakiś problem, to pójdą gdzie indziej, dlatego musimy o nich dbać. Mamy bardzo liczne wciąż nieograne lokacje filmowe. W każdym projekcie filmowym potrzeba jakiegoś tła i w Poznaniu możemy znaleźć miejsca niemal od średniowiecza do czasów współczesnych, nowoczesnych. W związku z tym mamy dużo do zaoferowania. Oprócz tego funkcjonują firmy branżowe, czyli cała warstwa techniczna, która może to obsłużyć.
Czego nam brakuje?
M.G.: Brakuje nam aktorów, bo większość z nich funkcjonuje między Warszawą i Krakowem. Ale to wszystko jest do nadrobienia. Nie mamy też wielkiego studia w Poznaniu, ale to też jest do zrobienia, bo są hale targowe, w których można to zaaranżować. Oprócz tego nasz fundusz to 300 tys. zł, to najniższy budżet ze wszystkich, np. we Wrocławiu w ubiegłym roku było 1,35 mln zł. Gdyby nasz fundusz miał 500 tys., to już byłby dużo atrakcyjniejszy. No i nie mamy szkoły filmowej w Poznaniu, jak w Łodzi czy Krakowie, "nie produkujemy" filmowców w naszym mieście, nie kumuluje się u nas środowisko filmowe, więc nasze zadanie jest trudniejsze, bo zaczynamy niemal od zera.
Michał Ferlak: Wiemy, że naszym poczynaniom bacznie przyglądają się inne regiony. Jesteśmy miastem dobrze zorganizowanym, kompaktowym i nieogranym filmowo, ze sprawnie działającym Film Commission i zapleczem filmowym. Obawiają się, że nasz potencjał w końcu eksploduje, a jak to się stanie, to zagarniemy część rynku i staniemy się dla innych miast wyraźną konkurencją.
W przypadku poznańskiej animacji chyba nie jest tak źle, może to powinno być naszą specjalnością?
M.G.: W tym obszarze jesteśmy wiodącym ośrodkiem akademickim za sprawą naszego UAP-u. Dzięki niemu poznańska animacja, zwłaszcza ta klasyczna, jest bardzo silna. W tym kontekście istotny jest także festiwal Animator, który odbył się już po raz dziesiąty. Jest też studio animacji przy ul. Fredry, które niestety jest coraz mniej wykorzystywane, ale staramy się wspierać ich projekty. Natomiast z klasyczną animacją trudno trafić do masowego widza, bo jest realizowana w technikach dziś dość niszowych dla odbiorcy. Te animacje, które widzimy na ekranach kin, to są filmy amerykańskie, których budżety sięgają 150 mln dolarów i więcej. Stąd ich większa atrakcyjność i popularność.
A co z festiwalami filmowymi? Transatlantyk "odpłynął", ale jest Ale Kino, rośnie Nic Się Tu Nie Dzieje, no i wspomniany Animator. Czy to coś znaczy dla produkcji filmowej?
M.G.: Zdecydowanie tak, na takich festiwalach odbywa się networking, często rozmowy strategiczne i biznesowe. Festiwal gromadzi przecież nie tylko widzów, ale też całą branżę producencką. Przyjeżdżając do Poznania, mają okazję przyjrzeć się miastu, jego instytucjom i rozpoznać ich potencjał. Im więcej takich wydarzeń kulturalnych związanych z filmem, tym lepiej!
No tak, ale mimo Waszej pracy, festiwali, animacji tych produkcji filmowych wciąż jest mało i są one małe, poza wyjątkiem, jak Hiszpanka. Czy te przygotowywane projekty zmian ustawowych o Polskim Funduszu Audiowizualnym, które mają zachęcać do tego, by Polska była atrakcyjna dla dużych produkcji filmowych, zmienią ten stan rzeczy? Jaka jest Wasza ocena tego ministerialnego pomysłu?
M.F.: Branża filmowa ewoluuje i otwiera się na świat, wchodzi w kolejne, niemal dziewicze regiony. By ją przyciągnąć, większość państw na świecie wprowadza rozwiązania, które czynią je bardziej atrakcyjnymi pod kątem produkcji filmowej. Powstają specjalne mechanizmy finansujące, tzw. zachęty finansowe, zwracające podatek od produkcji filmowej do producentów. W Europie dziś jesteśmy czarną dziurą, będąc jednym z tych krajów, które nie mają takich rozwiązań fiskalnych. To nam blokuje 99 procent wielkich produkcji, nie tylko hollywoodzkich.
Załóżmy, że te zmiany w prawie się ziszczą, co wtedy?
M.F.: Myśląc o roli Poznania jako uczestnika walki o lokalny i globalny rynek produkcji filmowej, musimy patrzeć daleko do przodu. Pamiętajmy, że rokrocznie Polski Instytut Sztuki Filmowej dotuje filmy kwotą około 110 mln zł. Te pieniądze się rozchodzą do najsilniejszych regionów, jeśli nic nie będziemy robić, to omijać nas będą cyklicznie i każdy rok będzie dla nas stratą. A to nie tylko stracone miliony, ale także brak rozwoju branży filmowej w sensie technicznym, posiadanych umiejętności, który będzie trudny do nadrobienia. Pełnometrażowych filmów fabularnych w Polsce powstaje coraz więcej, jak patrzymy na dane, to w 2015 pojawiło się ich ponad 30, ale już w 2016 było ich ponad 50, więc przyrost jest olbrzymi. Tak samo, jeśli chodzi o liczbę widzów kinach, szczególnie na polskich filmach. W 2016 roku widzów w kinie było o 25 procent więcej niż w roku poprzednim.
No ale co z tym projektem Polskiego Funduszu Audiowizualnego?
M.F.: To jest takie narzędzie, które będzie wstępem do takich działań, jakie już prowadzą inne kraje. Na razie fundusz ma mieć do dyspozycji kwotę 100 mln zł oraz wprowadzone mają być przepisy o zwrocie 25 procent wydatków kwalifikowanych wydanych na produkcję audiowizualną w danym kraju. Działoby się to pod warunkiem, że film przeszedłby test kulturowy. Minusem tego zaproponowanego rozwiązania jest to, że będzie to fundusz uznaniowy. Czyli np. mamy takiego producenta, który chce u nas wyprodukować np. Gwiezdne Wojny, i jak on ma przejść test kulturowy? Taki test oznacza, że muszą być polskie motywy, procent zaangażowanych polskich twórców itp. Takie rozwiązanie z góry wyklucza część produkcji filmowych, bo nie przejdą one testu kulturowego. Na tym polega słabość tego projektu, że to nie będzie automatyczne, tylko właśnie uznaniowe.
A co my jako Poznań będziemy z tego mieć, jeśli do Polski zawitają takie wielkie produkcje?
M.F. Zyskujemy przede wszystkim darmową promocję przy publikacji informacji o produkowanym filmie, jak już w samym kinie na seansach z udziałem naszego miasta. Finansowo oprócz samej poznańskiej branży filmowej zyskują wszyscy ci, którzy będą świadczyć usługi dla ekipy filmowej: taksówki, hotele, wyżywienie. Cała branża turystyczna korzysta na takim wydarzeniu, coraz bardziej na świecie rozwija się set-jetting, czyli turystyka filmowa, gdzie ludzie podróżują po lokalizacjach, w których kręcono ich ulubione filmy. Na kręceniu Władcy Pierścieni zyskała w ruchu turystycznym Nowa Zelandia, podobnie Chorwacja na Grze o Tron. To są twarde dane, które pokazują że ruch turystyczny zwiększa się w takich miejscach nawet dwu-, trzykrotnie! Musimy do tego wyścigu przystąpić, bo przechodzą nam koło nosa miliony.
- Michał Gramacki menadżer Poznan Film Commission, menadżer kultury, producent i wykładowca akademicki. Inicjator i opiekun kierunku studiów produkcja filmowa w Collegium da Vinci. Związany z produkcją odbywających się w Poznaniu i Łodzi czterech międzynarodowych festiwali: Transatlantyk, Malta, Animator oraz Short Waves.
- Michał Ferlak w branży filmowej od roku 2013. Zajmuje się przede wszystkim rozwojem i koordynacją Regionalnego Funduszu Filmowego Poznań, a także promocją marki Poznan Film Commission. Wspiera producentów w każdej fazie ich produkcji. Współpracował przy produkcji kilkudziesięciu filmów, programów tv, teledysków i reklam.
Odwiedź także
Zobacz również
Ulice i chodniki na Osiedlu Szczepankowo-Spławie-Krzesinki
Jak zarządzać zabytkowymi fortami?
Pyrkon - poznańska marka