25 Rajdów Zachodnich

W 1954 roku powstał w Poznaniu, pierwszy w kraju, Oddział Międzyuczelniany Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, w którym działy różne grupy studentów biorących udział we wspólnych wycieczkach i obozach.

Fot. archiwum prywatne Witolda Gostyńskiego - grafika artykułu
Fot. archiwum prywatne Witolda Gostyńskiego

Podczas jednej z wypraw w Tatry Słowackie narodziła się idea własnego rajdu. Jego pomysłodawcami i organizatorami byli Olgierd Antoniewicz (UAM), Alfred Baczyński (Politechnika), Ryszard Gałecki (Wyższa Szkoła Ekonomiczna, dziś Uniwersytet Ekonomiczny).

Pierwszy w historii poznańskiego środowiska studenckiego rajd zorganizowano 60 lat temu - w atmosferze "polskiego października 1956 roku".  Już wkrótce rajdy połączono  z działaniami na rzecz integracji Ziem Zachodnich z Macierzą, a podczas rajdu do Złotowa w 1960 r. wprowadzono po raz pierwszy nazwę "Ogólnopolski Rajd Zachodni". Przez lata zmieniali się organizatorzy imprezy działający pod auspicjami Oddziału Międzyuczelnianego PTTK i Zrzeszenia Studentów Polskich (później SZSP), a kolejne roczniki braci studenckiej wędrowały coraz to nowymi szlakami. Ze statystyk wynika, że w Rajdach Zachodnich wzięło udział 23.164 uczestników tj. średnio prawie 1000 turystów na rajd; najwięcej, bo 1.757 osób wędrowało trasami  rajdu do Człopy w 1965 r. Ostatni - XXV Rajd Zachodni odbył się w 1980 r. do Wronek. Wtajemniczeni twierdzą, że w prawie wszystkich rajdach jako jedyny uczestniczył Włodzimierz Łęcki, który też dwukrotnie kierował imprezą.

Oprócz tradycyjnych tras pieszych, turyści wędrowali także rowerami, kajakami i konno (trzykrotnie). Kilkakrotnie organizowane były trasa motorowe i starych samochodów; trasa balonowa (z własnym sprzętem) na rajdzie do Drezdenka nie doszła do skutku z powodu braku chętnych. Uczestnicy rajdów poznawali nie tylko walory turystyczne  zwiedzanego regionu, ale także jego dzieje, tradycje i współczesność. Spotykali się z mieszkańcami mijanych miasteczek i wsi - przy ogniskach, lecz także często w ich rodzinnych domach, przy suto zastawionych stołach. Bywało, że gościnni gospodarze nie chcieli słyszeć o noclegu studentów na sianie w stodole i oferowali im swoje sypialnie.  Na mecie na zmęczonych (niektórych nawet 5-dniową wędrówką) czekała tradycyjna grochówka, chociaż w Miliczu, znanym ze swych stawów  rybnych, serwowano zupę rybną i smażonego karpia - trzeba było uważać by ości nie utknęły w gardle, a kierownik tego rajdu - dziś znany laryngolog Witold Szyfter - był jeszcze wtedy tylko studentem medycyny.

Dla uczestników rajdu przygotowywano informatory krajoznawcze, często pierwsze takie opracowania w regionie oraz specjalne rajdowe  śpiewniki (Jacek Kowalski- kierownik rajdu do Jastrowia wspomina, że czujna cenzura zakwestionowała taki śpiewnik...bo kształtem i objętością zbytnio przypominał modlitewnik. Wydawano też "Kaczkę rajdową" - niezależny organ prasowy "rajdających się". W czasach gdy nie było Internetu i drukarek laserowych korzystaliśmy przy jej druku także z pomocy wojska, które np. na rajdzie do Jastrowia  udostępniło nam prawdziwą drukarnię polową tzw. wóz propagandowy. Do dobrych tradycji rajdów należało też przynoszenie przez uczestników ciekawych książek, zebrane na mecie tworzyły biblioteczki, które przekazywano miejscowym szkołom.

Po rajdach pozostało coś więcej niż zdarte zelówki, znaczki rajdowe, pamiątkowe dyplomy i wspomnienia - pozostały także trwające do dziś przyjaźnie. Dlatego po latach, dawniejsi studenci, a obecni (często już emerytowani) inżynierowie, lekarze, przedsiębiorcy, profesorowie, a nawet jeden senator RP,  "skrzyknęli się" pod auspicjami Akademickiego Klubu Seniora...i  w październiku  znowu wyruszają na wspólny szlak -  tym razem II Rajdu Zachodniego Weteranów do Tuczna (pierwszy Rajd Zachodni Weteranów odbył się w 2006 roku - do Łagowa).

W czasie trzydniowej wędrówki młodzi duchem turyści odwiedzą aż 10 z 25 miejscowości, w których kończyły się poprzednie rajdy, a na zakończenie, tradycyjnym zwyczajem pójdą "pod Adasia". Niewtajemniczonym, młodszym czytelnikom wypada wyjaśnić, że po przybyciu specjalnego pociągu, który przywoził "rajdowiczów" do Poznania, ich zwarta grupa z pochodniami i śpiewem udawała się pod pomnik Adama Mickiewicza gdzie następowało nieoficjalne już zakończenie rajdu.     Poznaniaków i Staż Miejską prosimy zatem o nieokazywanie zdziwienia jeżeli w niedzielę, 16 października w godzinach wieczornych na placu  Mickiewicza, szanowni skądinąd obywatele wznosić będą okrzyki "pod Adasia!  i wspólnie śpiewać: "Rajd studencki nam się udał!"

Witold Gostyński