30 sierpnia 1975 roku - ta data pozostanie w pamięci Teresy Zarzeczańskiej- Różańskiej na zawsze. Pływaczka z Poznania jako pierwsza Polka, a czwarta kobieta w historii, przepłynęła kanał La Manche. Trasę z Dover do Vissant pokonała w 11 godzin i 10 minut.
Droga do tego wyczynu była długa i wyboista. Teresa Zarzeczańska była pływaczką Lecha Poznań, a specjalizowała się w stylu klasycznym. W latach 1967-1972 regularnie zdobywała medale podczas mistrzostw Polski (sześć tytułów mistrzowskich, dwa wicemistrzowskie i jeden brązowy medal) na dystansach 100, 200 i 400 m. Była także wielokrotną rekordzistką kraju na 100 i 200 m stylem klasycznym. Trenowała w kadrze narodowej i mogła się czuć pewną kandydatką do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Meksyku w 1968 r. Okazało się jednak, że nie otrzymała paszportu. Dwa lata później miała wystartować w mistrzostwach Europy w Barcelonie, ale i tym razem nie pojechała na ważną imprezę. Jej trener Andrzej Daszkiewicz zawsze potrafił znaleźć wytłumaczenie dla zaistniałej sytuacji. Miała nadzieję na start w następnych igrzyskach w Monachium. Wtedy okazało się, że jest za... stara (miała dopiero 25 lat!) i do stolicy Bawarii pojechali tylko panowie. Nie należała więc do wybrańców w polskim pływaniu. Doszła do wniosku, że musi zrobić coś innego, co w końcu przyniesie jej satysfakcję z pływania.
- Czułam się niedowartościowana. Gdy nie zrealizowałam się na największych imprezach międzynarodowych, postanowiłam zrobić coś, co będzie ponad tym. Sama musiałam walczyć o swoje marzenie - wspominała po latach Zarzeczańska. Przez trzy lata sama przygotowywała się do starcia z Kanałem. Organizowała sobie treningi, a żeby na nie zarobić, pracowała jako nauczycielka. Po dwóch latach przygotowań i czekania znalazła sponsorów. Teofil Różański, dziennikarz TVP Poznań i honorowy komandor Klubu Płetwonurków LOK "Delfin", namówił ją do wstąpienia do Ligi Płetwonurków LOK. Właśnie w barwach Poznańskiego LOK-u Zarzeczańska zdobywała tytuły mistrza Polski w nurkowaniu swobodnym. Reprezentowała LOK także w imprezach europejskiej rangi, ustanawiając trzy rekordy Polski. Sukcesy odniosła też w maratonach pływackich Marynarki Wojennej w Zatoce Gdańskiej i Puckiej w latach 1973-1975.
- Podjąć się pierwszej polskiej wyprawy, i to z bohaterem w spódnicy, było trudnym wyzwaniem. Gdyby ówczesny wiceprezydent miasta Poznania Andrzej Wituski nie przeznaczył kilkudziesięciu tysięcy na wyprawę, nic by się nie wydarzyło. Nasz transport: hotel na kółkach, to był tarpan z przyczepą. Nikt z nas nie myślał, co kobiecie potrzebne w podróży. Mieliśmy namiot, 20 kg chleba, 2 szynki i trochę innego jedzenia - wspomina Teofil Różański, mąż Teresy Zarzeczańskiej, a 40 lat temu kierownik całej wyprawy.
Dwa dni ekipa jechała do Calais, potem przeprawa promowa do Dover. Wreszcie Zarzeczańska mogła wyruszyć w swoją wyprawę po marzenia. Na francuskiej plaży czekał na nią tłum zagranicznych dziennikarzy, którzy uznali wyczyn pływaczki za wielkie wydarzenie. "Dama zza żelaznej kurtyny" - pisały o niej brytyjskie gazety. W Polsce o sukcesie Zarzeczańskiej ukazała się tylko jedna kilkuzdaniowa notka w Trybunie Ludu. Polski Związek Pływacki potrzebował aż pięciu lat, by uznać ten wynik za oficjalny. Po pokonaniu kanału La Manche Zarzeczańska nie spoczęła na laurach. Po 17 latach powróciła, organizując pierwsze polskie sztafety kobiece. W lipcu 2014 r. po raz 21. wzięła udział w długodystansowych zawodach o Błękitną Wstęgę Ostrowa Lednickiego i w dobrej formie ukończyła dystans 1500 m.
Jacek Pałuba