"Kotor" - legenda "Kolejorza"
Kiedy 7 czerwca 2015 roku drużyna Lecha Poznań zdobywała swój siódmy tytuł mistrza Polski, bramkarz Krzysztof Kotorowski miał 38 lat i 268 dni. W tym momencie stał się najstarszym zawodnikiem w historii rozgrywek o mistrzostwo naszego kraju.
Kotorowski wcale na tym nie zamierza poprzestać. Nadal jest bramkarzem pierwszej drużyny, a 12 września tego roku skończy 40 lat. Od dwunastu lat jest zawodnikiem Kolejorza.
Został bramkarzem niejako naturalnie. Jego ojciec Paweł rozpoczął treningi w Lechu w 1965 roku i jako bramkarz zaliczył w barwach Kolejorza dwa sezony w trzeciej lidze. W latach 70. XX wieku przeszedł do Grunwaldu, w którym zakończył swoją karierę.
- Kiedy zbieraliśmy się pod blokiem z kolegami, nie było problemu, kto stawał między słupkami. Ja miałem rękawice od taty i byłem gotowy na swoją rolę - wspomina Krzysztof Kotorowski. - Oczywiście od zawsze marzyłem o grze w Lechu, chociaż treningi rozpocząłem w poznańskiej Olimpii. Mieszkaliśmy na Piątkowie, niedaleko Golęcina, i było mi zdecydowanie bliżej na treningi. Tym bardziej że młodzież Lecha trenowała na Dębcu. Moja mama powtarzała mi, że jak będę dobry, to i tak w końcu trafię do Lecha.
Pierwsze treningi prowadził z nim ojciec. Na Golęcinie ważną postacią był trener Włodzimierz Bajer, który znakomicie potrafił zachęcać dzieciaki do pracy. Potem dużą pomoc okazywał trener Mieczysław Petlicki. To z pewnością najważniejsze osoby, które pomogły w bramkarskim rozwoju Krzysztofa na samym początku.
Przez kilka kolejnych lat Kotorowski harmonijnie się rozwija, przechodząc następne kategorie wiekowe w zespołach Olimpii. W połowie lat 90. trafił do trzecioligowego Lubońskiego KS, gdzie bronił z dużym powodzeniem. Po roku został bramkarzem Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, która wtedy budowała mocny zespół. Do przejścia namawiał go znakomity bramkarz Tadeusz Fajfer oraz trener Jan Stępczak. Wiosną 1998 roku zadebiutował w pierwszym zespole w esktraklasie w pojedynku ze Stomilem Olsztyn, aby wreszcie w sezonie 1999-2000 grać regularnie w ekstraklasie. W Grodzisku Kotorowski radził sobie bardzo dobrze, ale po dwóch kolejnych sezonach do klubu zaczęli przychodzić następni bramkarze. Stracił miejsce w składzie i nie chcąc siedzieć na ławce rezerwowych, został wypożyczony do Błękitnych Stargard Szczeciński na zapleczu ekstraklasy. Początkowo wszystko zapowiadało się bardzo atrakcyjnie, ale po pięciu miesiącach Kotorowski wracał do Grodziska. Na szczęście tym razem odezwał się wreszcie Lech Poznań.
- Główną rolę w moim przejściu do Lecha odegrał trener Czesław Michniewicz. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, bo pierwszym bramkarzem był Waldek Piątek, ale nie bałem się podjąć rywalizacji. Czułem się bardzo dobrze, byłem w odpowiednim wieku - relacjonuje Kotorowski.
Lata 2005-2009 były zdecydowanie udane dla bramkarza Kolejorza. Wywalczył z drużyną dwa Puchary Polski w 2004 i 2009 roku. W następnych latach nie grał już tak regularnie, ale cały czas był w drużynie, która sięgnęła w 2010, po siedemnastoletniej przerwie, po tytuł mistrza Polski. Kotorowski bronił w siedmiu decydujących spotkaniach i jego marzenia o tytule z Kolejorzem się spełniły. Po kolejnych pięciu latach był drugi tytuł dla Kotorowskiego, który stał się najstarszym w historii mistrzem Polski. Jednocześnie ma na swoim koncie ponad 250 spotkań oficjalnych w barwach Kolejorza. Żaden inny bramkarz nie bronił tyle razy w pierwszej drużynie Lecha.
Czy Krzysztof wzorował się na kimś? W przeszłości bardzo lubił oglądać w bramce Józefa Młynarczyka, który znakomicie zachowywał się między słupkami. Potem miał szczęście pracować z Młynarczykiem w klubie. - Wielkim kozakiem był natomiast dla mnie Duńczyk Peter Schmeichel, który bronił w Manchesterze United - opowiada Kotorowski.
Każdy z bramkarzy ma w pamięci mecze, które wyszły bądź też nie wyszły. Kotorowski miło wspomina szczególnie bój z azerskim Inter Baku w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dwumecz był niesamowity i rozgrywany w ogromnym upale. Twarda walka o każdy metr boiska, a potem jeszcze karne, rozgrywane w kilkunastu seriach. Poznański bramkarz obronił trzy rzuty karne, a na końcu sam wykorzystał jedenastkę i Lech awansował do następnej rundy eliminacji. Niezapomniane są też dwa pojedynki z Juventusem Turyn w Lidze Europy w 2010 roku. Pierwszy na wyjeździe po niesamowitej walce zakończony remisem 3:3. Z kolei przy Bułgarskiej w arktycznych warunkach Lech zremisował 1:1, co otworzyło poznaniakom drogę do fazy play-off.
Z gry w klubie pozostają nie tylko wspomnienia, ale też przyjaciele. - Tworzyliśmy ciekawą grupę ze Zbyszkiem Zakrzewskim, Maciejem Scherfchenem, Waldkiem Piątkiem, Bartkiem Bosackim, Piotrkiem Reissem, Błażejem Telichowskim czy Mariuszem Mowlikiem. Potem byli kolejni: Jakub Wilk, z którym dzieliłem pokój podczas meczów wyjazdowych i na zgrupowaniach, Seweryn Gancarczyk. I z ostatniego okresu Hubert Wołąkiewicz, Łukasz Trałka i Szymon Pawłowski. - Kotorowski długo mógłby jeszcze wymieniać, bo ze wszystkimi ma bardzo dobry kontakt.
Przyznaje, że nie mógłby tak długo bronić, gdyby nie żona, która od wielu lat go wspiera, podobnie zresztą jak rodzice. Nie ulega wątpliwości, że także kibice Kolejorza bardzo szanują swojego golkipera.
Jacek Pałuba
- Tekst ukazał się w majowym wydaniu miesięcznika IKS, w ramach cyklu "Misttrzowie sportu".
Zobacz również
Pierwszy tramwaj z Bonn już przystosowany
Ulice i chodniki na Osiedlu Szczepankowo-Spławie-Krzesinki
Jak zarządzać zabytkowymi fortami?