Zawsze głodny zwycięstw

Motorowodniak Henryk Synoracki

Fot. PZMWiNW / motorowodniacy.org - grafika artykułu
Fot. PZMWiNW / motorowodniacy.org

Należy do jednych z najbarwniejszych i najciekawszych postaci sportu motorowodnego w naszym kraju. Zawodnik PKM LOK w dorobku ma 30 medali mistrzostw świata i Europy w kilku klasach, a medale mistrzostw Polski trudno nawet policzyć.

W 2015 roku wywalczył tytuł mistrza Starego Kontynentu w klasie O-175 i srebrny krążek ME w klasie O-125. Jest najbardziej utytułowanym polskim motorowodniakiem w historii tego sportu. I chociaż w czerwcu 2016 roku skończy 68 lat, wcale nie zamierza kończyć ścigania na wodzie.

W grudniu 2015 roku odebrał Odznakę Honorową "Za Zasługi dla Województwa Wielkopolskiego" z rąk marszałka Marka Woźniaka. Na początku lutego tego roku po raz kolejny znalazł się w czołowej dziesiątce najlepszych sportowców naszego regionu w plebiscycie Głosu Wielkopolskiego. Jak zwykle w niepowtarzalnym stylu komentował swoje dokonania. Tajemnica sukcesu? Staram się robić swoje, być zawsze głodnym zwycięstw i nie przyzwyczajać się do sukcesów. Nigdy nie musiałem się dodatkowo motywować. Po prostu taki się urodziłem i nie mam szczególnych problemów z psychiką. Jeżeli ktoś w sporcie musi szukać dodatkowej motywacji, to znaczy, że się do tego nie nadaje. Tak samo jest w innych dziedzinach życia. Cokolwiek człowiek robi, zawsze można coś poprawić - tłumaczył Henryk Synoracki.

Przygodę ze sportem rozpoczął na początku lat 70. XX w. Najpierw były to motocykle w Motoklubie Unia Poznań. Przez wiele lat z sukcesami rywalizował w wyścigach motocyklowych i wywalczył wiele medali mistrzostw kraju. Pod koniec tamtej dekady zmienił dyscyplinę i jak się okazało, był to bardzo dobry wybór.

- Moim nauczycielem i przyjacielem był Bogdan Gapski, który namówił mnie do sportu motorowodnego. To jemu zawdzięczam uprawianie tej dyscypliny. On również uchronił mnie od wypadków, przekazując wiedzę i umiejętności. Z czasem to ja potem namawiałem innych, młodszych kolegów do tego sportu - wspomina Synoracki.

Tak naprawdę nigdy nie startował na kupionych silnikach i łódkach. Wszystko powstawało w jego warsztacie. Jest współtwórcą i współproducentem silnika SyGaDo. Pracował nad nim ze wspomnianym Bogdanem Gapskim, już niestety nieżyjącym, oraz Grzegorzem Dorożałą - szwagrem, a zarazem osobistym mechanikiem. Ta współpraca trwa do dzisiaj i z pewnością przyniesie jeszcze wiele ciekawych i potrzebnych rozwiązań. Synoracki od lat współpracuje z grupą ludzi, którzy dokładnie wiedzą, co jest potrzebne, aby odpowiednio przygotować łódź i silnik do sportowej rywalizacji. Nadal chce startować i ma swoje zdanie na temat braku nowych zawodników w tej dyscyplinie. - Od wielu lat panuje opinia, że sport motorowodny jest bardzo niebezpieczny. A to wcale nie jest prawda. To taka sama dyscyplina jak wyścigi motocyklowe, samochodowe, kolarstwo czy boks. Oczywiście, jeżeli ktoś nie stosuje się do reguł, to nie powinien uprawiać tego sportu. Jeżeli czegoś nie umie albo nie chce się nauczyć, to powinien dać sobie spokój. Bez wątpienia jest to trudna dyscyplina, do której trzeba mieć predyspozycje. Dzisiaj młodzi ludzie chcą, aby im wszystko podać na tacy, a życie weryfikuje każdy element codziennego egzystowania. Aby osiągnąć sukces, trzeba się uczyć i ciężko pracować. Nic nie przychodzi łatwo. Kto tego nie rozumie, nie sprawdzi się w życiu i sporcie - podkreśla nasz motorowodniak.

Jacek Pałuba