Pomoc dla Syrii: rozmowa z ks. Waldemarem Hanasem

Miasto Poznań wspólnie z Caritas Archidiecezji Poznańskiej i Polskim Czerwonym Krzyżem zaangażowało się w pomoc ofiarom konfliktu w Syrii. - Przekonuję się, że siła jest nawet w pojedynczym działaniu. Jedna kropla na pustyni niewiele znaczy, ale jak tych kropel się zbierze to i pustynia zamieni się raj - mówi ks. Waldemar Hanas, dyrektor Caritas Archidiecezji Poznańskiej, z którym rozmawiamy o akcji pomocy humanitarnej.

Akcja "Poznań dla Syrii" - grafika artykułu
Akcja "Poznań dla Syrii"

W Syrii trwa konflikt, ludzie masowo opuszczają zniszczone domy i miasta, żyją w ubóstwie. Jakie mają szanse na przetrwanie wojny?

Działania wojenne trwają ponad pięć lat. Staramy się pomagać wszędzie tam, gdzie dzieje się krzywda ludności cywilnej. Dlatego Europa koncentruje swoją uwagę na Syrii. Wyniszczenie tego regionu i tego narodu jest poważne. Niestety nie ma takiego kraju, instytucji czy człowieka, który by potrafił zaradzić wszystkim problemom. Często borykamy się z bezradnością.

Co jest największa przeszkodą?

W tej chwili taką bezradnością jest dla nas dotarcie z pomocą w takim zakresie, jakim byśmy chcieli. Moglibyśmy przygotować konwój humanitarny i możne nawet wiele więcej. Zakupić tutaj niezbędne produkty i wysłać na miejsce, bo tam brakuje nawet podstawowych rzeczy. Z różnych przyczyn nie możemy jednak tego przewieźć. Jest to bardzo trudny temat. Problemu transportu nie ominiemy.

Zatem jak dotrzeć z pomocą do potrzebujących?

Bezradności nie należy się poddawać i trzeba szukać rozwiązań. Stąd pojawił się pomysł programu "Rodzina Rodzinie". Zbieramy pieniądze i te środki transferujemy bezpośrednio do naszego przedstawicielstwa w Syrii. Tam na miejscu siostra Brząkalik, misjonarka i franciszkanka, stworzyła zespół. Poszukują, kwalifikują i rekrutują rodziny. To daje nam gwarancję, że środki są przeznaczane bezpośrednio na ludzi w potrzebie.

Na czym polega program "Rodzina Rodzinie"?

Nieustanie w przeróżnych środowiskach, a są to parafie czy zakłady pracy, tworzą się lokalne społeczności i to jest właśnie ta umowna rodzina, która zbiera środki. Kiedy uzyska się kwotę, odpowiednią do zaadaptowania jednej rodziny, to jest mniej więcej 510 złotych miesięcznie, wówczas dokonuje się tego poprzez specjalnie utworzoną stronę internetową. Można też poprzez najbliższą Caritas. Przyjmujemy również, żeby ta pomoc dawała nadzieję, to deklaracje przyjmujemy przynajmniej na pół roku. Musi być pewna ciągłość.

Do kogo trafia pomoc?

Siostra Brząkalik z pracownikami i wolontariuszami Caritas Syria wyszukuje rodziny, znamy je z imienia i nazwiska. Co jest bardzo ważne, względy religijne tutaj nie grają większej roli. Pomagamy rodzinom poszkodowanym, niezależnie czy to są chrześcijanie, czy to są niechrześcijanie. W momencie, kiedy taka rodzina zostanie zakwalifikowana, określa się ich potrzeby. Oczywiście te fundamentalne, to jest wyżywienie, energia i opał.

Miasto Poznań włączyło się do tej akcji. Jak przebiega współpraca?

Postanowiono, że w najbliższym czasie, podczas wydarzeń m. in. kulturalnych, które skupiają ludzi, będą prowadzone zbiórki do skarbonek. Zgromadzone środki będą przekazywane na fundusz pomocy Syrii. Teraz był mecz, było Misterium Męki Pańskiej, natomiast do końca kwietnia w piątki, soboty i niedziele, we wszystkich placówkach kulturalnych, jak teatry, filharmonia, przy okazji koncertów, będą takie zbiórki.

Czy osoby indywidualne mogą włączyć się w pomoc i utworzyć taką symboliczną "rodzinę"?

Jeżeli określimy, że mamy takie środki, jesteśmy zdolni uzbierać co miesiąc te 510 zł, to wtedy są dwie ścieżki. Można zgłosić się bezpośrednio, samemu przez stronę internetową Caritas Polska. Albo też skontaktować się z najbliższym ośrodkiem Caritas i dokonać wpłaty na nasze konto z dopiskiem Rodzina Rodzinie. Wtedy możemy działać w imieniu tych darczyńców.

Program przynosi zamierzone skutki?

"Rodzina Rodzinie" uruchomiliśmy ponad rok temu. Od momentu gdy siostra Brząkalik pojechała na miejsce i udało nam się stworzyć zespół pracujący na miejscu, program przynosi wyraźne efekty. Dotychczas, to są dane na koniec marca, 3081 rodzin zostało objętych adopcją.  Wielkopolska może czuć się dumna, bo z naszego regionu objęliśmy opieką 623 rodziny. To bardzo duży odsetek w skali całego kraju.

Jak jeszcze możemy pomóc Syryjczykom?

Przed miesiącem wróciła nasza delegacja, która była tam szukać optymalnych rozwiązań. Wrócili z wiedzą, co jeszcze można zrobić i ulepszyć w tym programie. Ta wizyta pokazała, że pojawiają się już nowe potrzeby, których do tej pory nie znaliśmy. To na przykład zabezpieczenie młodego pokolenia Syryjczyków, które uciekło do sąsiednich krajów. Tam podjęli szkoły, podjęli studia. Ale nie mają z czego żyć, nie mogą skończyć edukacji, jeżeli my im nie pomożemy. I my i oni, mamy nadzieję, że ta wojna się kiedyś skończy. Ten kraj będzie potrzebował wykształconych ludzi. Myślimy, żeby uruchomić kolejny program pomocy dla tych młodych ludzi. Chcemy zabezpieczyć im stypendia, żeby mogli przygotować się do odbudowy swojego kraju.

Wiele tysięcy Syryjczyków uciekło do Europy, jeszcze więcej schroniło się w sąsiednich krajach. Jaka jest rzeczywista skala tego konfliktu?

Oblicza się, że około 5 milionów ludzi żyje w rozproszeniu i pouciekało ze swoich domów. Najczęściej kobiety i dzieci wyemigrowały i zatrzymały się w obozach dla uchodźców tuż przy granicy, w sąsiadujących krajach. Powstały też obozy na obrzeżach miast, na przykład w Aleppo. Tam są głównie mężczyźni, cywile. Są też osoby, które zostały przy swoich domach. To są ruiny i zgliszcza, ale wciąż doglądają swoich gospodarstw. To jest trudne, żeby do nich dotrzeć z pomocą. Te osoby najczęściej dochodzą do tych obozów. Tam otrzymują wsparcie, daje im się żywność i wracają.

W niedzielę m. in. radni miejscy zbierali pieniądze przed meczem Lecha Poznań. Organizatorzy Misterium Męki Pańskiej na Cytadeli także przekazali środki na pomoc Syryjczykom. Takich akcji będzie więcej?

Miniony weekend dał bezpieczeństwo kolejnym dwóm rodzinom. To dobry początek. Przekonuję się, że siła jest nawet w pojedynczym działaniu. Jedna kropla na pustyni niewiele znaczy, ale jak tych kropel się zbierze to i pustynia zamieni się w raj.

Hubert Bugajny/biuro prasowe