Chór Czarownic na PPA we Wrocławiu

Zakończył się 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Poznański Chór Czarownic wystąpił na nim w nurcie OFF, czyli w nowych zjawiskach muzycznych i dostał się do finału. Zespół podbił serca publiczności i sprawił, że o Poznaniu zrobiło się głośno. Rozmawiamy z Ewą Łowżył, pomysłodawczynią i założycielką chóru.

Chór Czarownic, fot. BTW photographers Maziarz/Rajter - grafika artykułu
Chór Czarownic, fot. BTW photographers Maziarz/Rajter

Kim są chórzystki? Co je łączy?

Chórzystkami są mieszkanki Poznania reprezentujące najróżniejsze zawody i style życia. Jest tłumaczka, jest radna osiedlowa, a właściwie trzy radne, jest koordynatorka zajęć dla młodzieży, terapeutka uzależnień, masażystka, studentka, konserwatorka starych ksiąg, projektantka tkanin, managerka - przekrój różnych profesji, zwykłe mieszkanki naszego miasta.

A co je łączy? Do końca sama nie wiem, na pewno wszystkie mamy pasję do śpiewania, chęć i energię do wypowiedzi artystycznej. W zeszłym roku na Chwaliszewie w ramach projektu "Aktywator" w KontenerART zorganizowaliśmy warsztaty śpiewu. Zauważyłam wtedy, jak wiele kobiet jest zainteresowanych taką twórczością, jak są silnie zmotywowane i to mnie zachęciło do kontynuacji tego projektu w formie Chóru. Budowaliśmy go wspólnie krok po kroku, powoli, mozolnie, bywały momenty trudne, wymagające zaangażowania muzycznego, wokalnego oraz aktorskiego. Wiele z chórzystek pierwszy raz stało na scenie, pierwszy raz uczestniczyło w takim działaniu performatywnym. Współtwórca programu chóru, kompozytor Zbyszek Łowżył jest osobą bardzo wymagającą w trakcie pracy, dlatego próby często były mocne, emocjonalne. Mieliśmy cel, żeby chór zabrzmiał profesjonalnie, prawdziwie i przekonywująco. Na szczęście udało nam się przebrnąć przez trudny etap pierwszych przygotowań i teraz wszystkie chórzystki otwarły się, znakomicie wyglądają na scenie, porywają słuchaczy. Myślę, że to projekt nie tylko ważny artystycznie ale również prywatnie dla każdej z chórzystek. To ważne wydarzenie w życiu mentalnym, emocjonalnym, duchowym. Projekt jest mieszanką różnych wartości. Prawie 30 osób czerpie z niego satysfakcję, szczęście, poczucie spełnienia i poczucie misji. Oprócz chórzystek są jeszcze profesjonalni muzycy, kompozytorzy - Patryk Lichota i Mieszko Łowżył, jest dyrygentka - Asia Sykulska. Mamy też opiekę techniczną, nagłośnieniową stworzyliśmy profesjonalny duży zespół artystyczny. Wszyscy pracujemy przy tym projekcie z radością i nadzieją na kontynuację.

Złość jest elementem Waszej kreacji scenicznej?

Motywem przewodnim tego projektu jest bunt, szczerość i chęć złamania tabu. Śpiewamy teksty napisane przez Malinę Prześlugę, które naruszają tabu związane z kobiecością, przemocą społeczną, ale też z autoopresją, z wymaganiami jakie narzuca nam kultura i jakie narzucamy same sobie. Nie chcieliśmy, żeby projekt był jednowymiarowy, stawiający kobietę wyłącznie w pozycji ofiary, to projekt opowiadający o złożoności życia, skomplikowanych relacjach międzyludzkich ale i sile kobiecej natury. Szczerość ma moc uzdrawiania, nieprzepracowane konflikty domowe, brak szacunku do siebie nawzajem, trudne relacje z rodzicami, dziećmi, brak umiejętności dialogu, tolerancji - to wszystko skutkuje chaosem w życiu społecznym, publicznym i politycznym, co akurat łatwo można obecnie zauważyć. Chór Czarownic ma ambicję opowiadania o bliskich relacjach z punktu widzenia przeciętnej matki, żony, siostry, córki, partnerki. Mężczyźni w tym projekcie wspierają nas od zaplecza dając swój talent oraz wsparcie techniczne.

A zamierzają Panie oddać głos mężczyznom?

Temat skierowany jest do wszystkich bez względu na płeć. Na razie śpiewają tylko kobiety, ale już muzyka to wypowiedź spod męskiej ręki. Nie chcemy budować seksistowskich barier i jesteśmy otwarte na współpracę i dialog, ale na razie mikrofony trzymamy tylko my. Warsztaty, które w grupie przeprowadzamy przy okazji otwartych spotkań chóralnych dotyczą wielu aspektów śpiewu, również emisji głosu, gdyż wiele kobiet ma kłopoty z mocnym dźwiękiem, może wychowane w myśl zasad: "bądź miła, uśmiechaj się i nie podnoś głosu' spowodowały, że trudno jest nam mówić pełnym głosem. Gdy podnosimy go albo przemawiamy publicznie to piszczymy, z emocji, braku doświadczenia i być może strachu. To było zadziwiające odkryć w sobie to tabu kulturowe, które kiedyś chwyciło za gardło i nie chce puścić. Opanowanie właściwej modulacji głosu to istotna sprawa.  Umiejętność głośnego, zrównoważonego wyrażenia swojej opinii jest bardzo ważna dla życia publicznego.

Podczas prób miałyśmy wiele intymnych odkryć, zdarzały się momenty wzruszeń. To brzmi patetycznie i sentymentalnie, ale trudno, mam to gdzieś, konceptualizmu w sztuce jest aż nadto i przestał działać. Może szczerość i emocje będą miały dar zmieniania rzeczywistości. A o to też chodzi, o zmianę.

Proszę opowiedzieć więcej o spektaklu "Pieśni Czarownicy", który pokazałyście na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

To jeszcze nie jest spektakl, na razie jest to warstwa muzyczna, koncert. Do spektaklu będziemy się przygotowywać w kooperacji z Teatrem Polskim w Poznaniu. A póki co jest to zestaw piosenek. Pracują przy tym świetni muzycy. Zbyszek Łowżył, który wiele lat temu zaczynał swoją karierę muzyczną od konstruowania nietypowych instrumentów, teraz postanowił wrócić do tego, przygotował nam beczki strunowe i harfę stalową. Część chórzystek gra na instrumentach zrobionych z recyklingu. To dźwięki charakterystyczne, niepodobne do niczego znanego, awangardowe. To nie są dźwięki takie jak skrzypce czy ciepła wiolonczela, która jest kwintesencją kobiecości, to dźwięki niepokoju duszy. Patryk Lichota, znany awangardowy poznański muzyk, też dorzucił swoje. Jego basy brzmią wojennie, tak jak planowaliśmy. Mieszko Łowżył na perkusji również podgrzewa emocje. Na tym etapie projekt jest przygotowany muzycznie. Mam nadzieję, że pracując za chwilę z Teatrem Polskim dodamy całości scenicznej dramaturgii.

Jak to się stało, że wystąpiliście na PPA we Wrocławiu?

Wysłałam zgłoszenie, które zostało z entuzjazmem przyjęte. To jest kolejny etap pracy nad projektem. Wiedziałam, w jakim kierunku chciałabym, żeby projekt poszedł, wiedziałam z kim chcę pracować gdyż zainteresowanych tematem, utalentowanych ludzi w Poznaniu nie trzeba było długo szukać, pojawili się w odpowiednim momencie i miejscu. Pierwszą osobą, która wsparła entuzjastycznie projekt była kuratorka teatralna dr Agata Siwiak. Agata tworzy Festiwal Bliscy Nieznajomi w Teatrze Polskim, gdzie postawiłyśmy pierwsze kroki muzyczne rok temu. Potem spotkanie z Maliną, która okazało się, że  pisała nawet pracę magisterską na temat ,czarownic' w kulturze. To obecnie bardzo popularny temat wśród naukowczyń, studentek, artystek. Temat "czarownic" ma wiele różnych znaczeń i skojarzeń, zawsze będzie rodził dyskusje, nieporozumienia, wielość interpretacji a to znaczy że to świetny temat dla sztuki. Obecnie widać, że jest popularny w kontekście chęci wyzwolenia się z opresyjnego patriarchatu. Kobiety szukają siły i mocy aby przerwać wszechogarniającą kulturę męskiej dominacji. W przeszłości mianem "czarownicy" nazywano kobiety silne, mające odwagę być niezależnymi i posiadającymi swoje zdanie, obecnie wraca ten termin w kontekście piętnowania kobiet chcących zaakcentować swoje zdanie, chcący protestować w imię obrony swoich praw.

Dlaczego występujecie w halkach i na boso?

Miałam taką wizję. Kobieta wiarygodna, szczera to kobieta naturalna, swobodna, odarta ze zbroi kostiumu. Chciałam, aby nasz wizerunek sceniczny był w kontrze do treści, które są mocne a chwilami brutalne. Na codzień jesteśmy bojowniczkami z różnymi ,wojennymi' akcesoriami a potem wracamy do domów, zrzucamy te swoje biustonosze, gacie ściągające, garsonki, szpilki, zmywamy makijaże, perfumy, ściągamy gumką wymyślne fryzury i stajemy się kruche, prawdziwe, bezbronne, w skarpetach nie do pary, w rozciągniętych dresach. Chodziło mi o powołanie do życia scenicznego właśnie tego momentu prywatności i szczerości, tej prawdziwej kobiety nie kontrolującej obsesyjnie swojego wygląd, nie ocenianej, nie wystawionej na targu próżności męskich fantazji.

Przypomniałam sobie we wspomnieniach swoją mamę, która przychodziła z pracy do domu, zdejmowała sukienkę i chodziła w samej halce, prywatnie choć ciągle w silnej pozycji królowej-matki. Przestrzeń domowa jest areną prawdy, emocji, tych jasnych i ciemnych, pozytywnych i negatywnych. Głównymi aktorkami jesteśmy tu my. Pierwszy koncert śpiewałyśmy w halkach pożyczonych z Opery, teraz mamy pięknie uszyte i zaprojektowane przez Faustynę Andrzejak. Na scenie wyglądamy w nich niesamowicie, poruszamy i wzruszamy widzów. Jesteśmy w całkowitej opozycji do publicznie i reklamowo lansowanego wizerunku kobiety idealnej, o określonych z góry wymiarach, kobiety bez skazy, sztucznie wymodelowanej. Szukając porównania jesteśmy jak dziki, prawdziwy ogród, a nie jak tandetne, równo przycięte iglaki z supermarketu. Ten akt otwartości jest wyzwalający zarówno dla widzów jak i dla samych chórzystek.

Wierzy Pani w to, że takie działania, projekty jak Wasz zmieniają miasto, atmosferę, to jak jesteśmy postrzegani?

Zawsze wierzyłam w środowisko artystyczne naszego miasta. Choć z wychowania i obyczajów konserwatywne, mieszczańskie a bywa, że i po kontach kołtuńskie jednak pozwala  narodzić się i utrzymać awangardowym zjawiskom, a to dobrze świadczy jego kondycji. Sprzeciwiałam się opinii Poznania jako miasta jałowego i nudnego, i miałam rację! Widziałam narodziny wielu talentów, nadal je śledzę, z niektórymi mam przyjemność współpracować a takie awangardowe projekty jak Chór Czarownic są miejscem właśnie dla nich. Najciekawsze rzeczy często zdarzają się poza instytucjami, na marginesach i trzeba je wspierać, chuchać i dmuchać na nie - to wartość tego miasta, one mają moc zmiany rzeczywistości, zmiany myślenia, rozwoju, pierwszego kamyka w lawinie rewolucji. To miasto ma potencjał nie do przecenienia! Ludzie, sztuka, kultura i energia lokalna to nasza wartość nie tylko społeczna ale i ekonomiczna, polityczna, cywilizacyjna. Przy naszym nowym projekcie miewałam momenty zniechęcenia, np. gdy szukałam stałego miejsca prób. Wszyscy mówili, że super fajnie, ale... w końcu wylądowaliśmy z powrotem w kontenerach nad rzeką. A zimą tam jest srogo, grzanie przy kominku, hulający wiatr ale to drobiazg! Spartańskie warunki bywają twórcze i wyzwalające a nic tak nie upupia jak wygodna kanapa i upierdliwy portier oraz - nie daj Boże! - firanka w oknie. Życzę sobie czuć zawsze wsparcie i zaufanie, równe temu jakim darzę, darzymy wraz z innymi artystami to miasto mieszkając tu i tworząc już tyle lat.

Projekt dostał się do finału 38. Przeglądu Piosenki Autorskiej we Wrocławiu. Nasza Czarownica z Chwaliszewa czekała na głos w swojej sprawie 500 lat, my, polskie kobiety, też dość długo, ale obecnie "milion nas tak teraz stoi, żadna z nas się już nie boi!". Do zobaczenia niedługo na spektaklu albo koncercie.

Dziękuję Miastu Poznań za wsparcie przy rozwoju projektu Chór Czarownic.

Rozmawiała: Aleksandra Tomczak/biuro prasowe