Pułapki i prowokacje. Debata o języku polskim

W przeddzień Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego debatowano w Poznaniu o tym, czy istnieje polszczyzna ludzi myślących. Uczestnicy spotkania w Centrum Kultury Zamek zastanawiali się nad tym, jak należy rozumieć to pojęcie? Czy myślimy, gdy mówimy i czy mówimy to, co myślimy? A także: jak to wpływa na naszą zdolność komunikowania się?

Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze). Debata w CK Zamek - grafika artykułu
Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze). Debata w CK Zamek

W debacie zatytułowanej "Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze)" wzięli udział: prof. Andrzej Markowski, przewodniczący Rady Języka Polskiego, językoznawcy - prof. Jerzy Bralczyk i prof. Halina Zgółkowa, polonista i literaturoznawca prof. Michał Rusinek, aktor i reżyser Jerzy Radziwiłłowicz, dziennikarz i publicysta Grzegorz Miecugow, a także prof. nauk prawnych, sędzia Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego  Ewa Łętowska. Honorowy patronat nad wydarzeniem objął Prezydent Miasta Poznania.

- Polszczyzna to nasze najważniejsze dziedzictwo. Patrząc na to, co dzieje się obecnie z naszym językiem, chciałbym podczas tego spotkania dowiedzieć się, co - jako samorządowiec - mogę zrobić, by o to nasze dziedzictwo lepiej zadbać - mówił, otwierając dyskusję, prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. - Zdaję sobie sprawę, że pełniąc funkcję publiczną, muszę sprostać dużo wyższym oczekiwaniom. Szczególnie w sytuacjach takich, jak ta, gdy przemawiam do tak szacownego grona, chciałbym, by "język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa".

Dosłowność i skrupulatność w realizowaniu tego życzenia, nie zawsze jest - zdaniem prof. Jerzego Bralczyka - wskazane.

- Jeżeli język będzie mówił wszystko, co pomyśli głowa, to szybko znajdziemy się w jednym z dwóch zakładów zamkniętych. Musimy się nauczyć panować nad naszym językiem - zaznaczył prof. Bralczyk.

Czyli - myśleć o tym, co i jak mówimy. Na taką interpretację tytułu debaty "Polszczyzna ludzi myślących (wciąż jeszcze)" wskazał już na samym początku prof. Andrzej Markowski. - Jest on parafrazą tytułu artykułu prof. Haliny Kurkowskiej, która pisała o języku ludzi myślących - mówił prof. Markowski. - Język ludzi myślący, to używanie języka tak, by był on zdolny unieść nieszablonową myśl, by był dla niej podporą, a nie zawadą. To mówienie własnym głosem.

Do tego - jak zaznaczył - potrzeba rozumu, uczciwości i odwagi. Sprawność językowa tutaj nie wystarcza. Nie chodzi zatem o poszukiwania polszczyzny po prostu poprawnej, ale ludzi, którzy używają jej w sposób przemyślany. Pułapki czają się jednak wszędzie. Nawet w tytule debaty językoznawczej.

- To "wciąż jeszcze" w tytule, którego jestem autorem, to przecież pleonazm, bo "jeszcze" to "wciąż", a "wciąż" to to samo, co "jeszcze". Zatem, gdyby ktoś pomyślał, toby tak nie napisał - prowokacyjnie podkreślił Jerzy Bralczyk. - Z tym myśleniem jest zatem różnie. Nie zawsze też, gdy myślimy mówiąc, mówimy to, co myślimy. Bardzo często jest dokładnie odwrotnie.

Profesor Ewa Łętowska nazywa to wprost, mówiąc, że język bardzo często jest narzędziem manipulacji.

- Manipulujemy, ukrywamy znaczenie, bijemy się przy pomocy języka, bardzo chcemy zakamuflować istnienie łączności między tym, co jest mówione i czytane, a tym, co się tak naprawdę za tym kryje. I to jest przyczyna naszych społecznych nieporozumień i kłopotów - diagnozuje prof.  Łętowska, wskazując na media jako obszar, gdzie do tej manipulacji dochodzi bardzo często.

Kamyczek do dziennikarskiego ogródka podjął uczestniczący w debacie Grzegorz Miecugow. Tłumaczył, że dziennikarze dopuszczając się uproszczeń, zabiegają o atrakcyjność przekazu. - Sens języka polega na tym, by przekazać komunikat i by ten komunikat był zrozumiały - mówił Miecugow. - Często to się nie udaje, bo żyjemy w świecie rozproszonym. Nie myślimy o świecie tak samo i mamy różne punkty odniesienia.

Z tego względu trudno mówić o przekazie obiektywnym. Takiego, pomimo że język polski jest precyzyjny, zdaniem aktora Jerzego Radziwiłłowicza, nie ma. Informacje podawane są w sposób różny, tendencyjny, fakty trzeba oglądać z każdej strony. Dlatego równie ważna, co zdolność przemyślanego wypowiadania się, jest umiejętność słuchania i rozumienia.

- Słuchacz powinien tendencyjność podawanych informacji zauważać i rozumieć. To rola edukacji - podkreślił Jerzy Radziwiłłowicz. - Szkoła powinna być miejscem, gdzie młody człowiek poznaje kanon lektur, czyli naszych wspólnych doświadczeń historycznych i kulturowych, które pozwolą mu na poszczególne zjawiska patrzeć z różnych stron i o nich rozmawiać. Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest alternatywne: prawda, fakty, historia. Wszystko zależy więc od obiorcy i jego umiejętności rozumienia.

Tymczasem, jak ocenia profesor Halina Zgółkowa, szkoła w obecnym kształcie nie przygotowuje do myślenia, tylko do rozwiązywania testów. - W wieku przedszkolnym dzieci najpierw myślą, potem mówią. Posługując się językiem do nazywania różnych rzeczy, starają się wszystko porządkować i są w tym bardzo logiczne. Tworzą wtedy neologizmy: bo jeśli są "schody" do schodzenia, to muszą być "wchody" do wchodzenia. Niestety później ci genialni lingwiści trafiają do szkoły - mówiła prof. Zgółkowa.

Mimo to, jej prognoza jest optymistyczna. Podobnie jak dopisek "wciąż jeszcze" w tytule debaty, który pozbawiony przewidzianego początkowo znaku zapytania, ma być wyrazem nadziei, a nie wątpliwości w to, że polszczyzna ludzi myślących istnieje i będzie się poszerzać. - Źle byłoby, gdyby było odwrotnie. Bo najgorsza kategoria to ludzie, którzy nie wiedzą o czym mówią, a mimo to mówią - podsumował profesor Tadeusz Zgółka z Instytutu Filologii Polskiej UAM.

Joanna Żabierek/biuro prasowe