Pamiętam taką sytuację, że weszłam kiedyś na salę, a przy chłopcu siedziała babcia- cała naburmuszona i surowa. -I co się pani tak śmieje- warknęła na mnie- tu chore dziecko jest! A ja na to: tak. Ale co mu pomoże pani zbolała mina?
My musimy być bardzo empatyczne- kiwa głową Anna Kaczorowska, nauczycielka języka polskiego. Często wykraczamy naszym zinteresowaniem dziećmi poza nauczanie. Ale musimy pamiętać, że tu także obowiązują normy. Czasem rodzina dziecka pozwala mu na wszystko "bo przecież mały jest taki biedny". Nie. Jest chory, ale nie oznacza to, że łamiemy nagle wszystkie możliwe zasady.
A dzieci? Dzieci tutaj chcą się uczyć. Czekają na panie, z odrobionymi lekcjami, zwykle pilne i zawzięte. Mieliśmy chłopca, który chorował na białaczkę, ale zdawał egzamin gimnazjalny normalnie, jak wszyscy. Tyle, że komisja egzaminacyjna siedziała za szybą, bo do niego na salę nie można było wejść. Chłopiec dostał się do liceum, do którego pójść niestety, nie zdążył. Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego zmarł.
Ja my to przeżywamy? Zastanawia się Aldona Nyka, nauczycielka angielskiego. Źle, bo mamy normalne serca przecież. Ale jest w nas wyrozumiałość i pokora, która każe nam z pogodą ducha podchodzić indywidualnie do każdego przypadku. Mówimy: choroba to nie wyrok. Nikt nie wie, co się zdarzy. Jeśli jednak zbliża się najgorsze- nie udajemy, że jest inaczej....
Pracujemy na różnych oddziałach, nie tylko na onkologii- dodaje Beata Łukomska, dyrektor placówki. Uczymy też na przykład na psychiatrii, gdzie czasem trzeba przerwać lekcję, bo widać, że dziecko czuje się gorzej, musi odpocząć. Dzieci są wobec nas zazwyczaj bardzo ufne- często zanim tu trafiły, miały często poważne problemy w swoim środowisku. My jesteśmy dla nich szansą na inną szkołę, a one zwykle bardzo chcą z tej szansy skorzystać. Działamy na zasadzie drobnych kroczków- a dzieci chętnie się przed nami otwierają. Spotykamy się zwykle w małych grupkach i to również ma znaczenie dla kontaktów z dzieciakami... Ktoś nagle ma czas włącznie dla nich...
Ja jestem przyzwyczajona do tego oddziału, zresztą- gdybym nie lubiła tu pracować, to już dawno temu bym się poddała- wyjaśnia pani Iza Kulczyńska, nauczycielka języka niemieckiego. Dziewczyny z anoreksją na przykład... One są zawsze super pilne...
A w piątek wszyscy pilnie i z zainteresowaniem słuchali opowieści Pawła i Łukasza Golców, którzy przyznali, że czasem nawet własna mama ich nie rozpoznawała, zresztą dlatego nazwała jednego: Łukasz Paweł, a drugiego: Paweł Łukasz, więc pomyłki były tolerowane..Dzieci pytały, czy bracia oszukiwali w szkole i zdawali za siebie egzaminy (no jasne), czy trudno być dziś na topie na muzycznym rynku (no jasne) i czy bracia wiedzą, co jest najważniejsze na świecie (no jasne). Miłość. O niej właśnie jest najnowszy przebój Pawła i Łukasza pod tytułem "Pomarańcza".
Taka wizyta to dla nas prawie chleb codzienny- uśmiecha się Beata Łukomska, dyrektor szkoły. Działamy bardzo prężnie, a znanych gości mamy bardzo często. Będzie jeszcze dziś u nas Anita Włodarczyk, mistrzyni świata w rzucie młotem, a jutro- Tomasz Majewski. Poza znamienitymi gośćmi z dziedziny sportu, czy rozrywki przychodzą też do nas znamienici znawcy w poznańskich muzeów, realizujemy wiele fajnych projektów.
Pamiętam też wizytę u nas Jaśka Meli, który pokazywał chłopcu równie okaleczonemu, co on, jakiej używa protezy i jak ona działa...Takich spotkań się nie zapomina, podobnie, jak nie zapominamy naszych dzieci, a one pamiętają o nas. Widzi Pani? To są kartki, które dostajemy od naszych uczniów z okazji świąt...Trochę tego jest, prawda?