Jak Kuba i Ślepy Antek podpalali niemieckie magazyny. Historia akcji "Bollwerk"

21 lutego będziemy obchodzić 75. rocznicę akcji "Bollwerk". O przebiegu i znaczneniu największej w Wielkopolsce akcji dywersyjnej w czasie II wojny światowej rozmawiamy z prof. dr. hab. Grzegorzem Łukomskim, historykiem z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Pomnik akcji "Bollwerk" w Poznaniu - grafika artykułu
Pomnik akcji "Bollwerk" w Poznaniu

Czym była akcja "Bollwerk?"

Akcja "Bollwerk" to akcja dywersyjno-sabotażowa wielkopolskiego Oddziału Dywersji Bojowej, który należał do formacji o nazwie Związek Odwetu działającego w ramach struktur wojskowych Polskiego Państwa Podziemnego.

Nazwa pochodzi od słowa niemieckiego "Bollwerk", czyli bastion, grobla. Celem działania dywersantów był bowiem port rzeczny nad brzegiem Warty przy ul. Szyperskiej, który Niemcy nazywali Bollwerk właśnie. Urządzili tam magazyny, w których zgromadzili olbrzymie ilości materiałów przeznaczonych do zaopatrzenia wojsk niemieckich na froncie wschodnim. Była tam żywność, leki, zimowa bielizna i odzież wojskowa, opony, chemikalia, a przede wszystkim futra i kożuchy dla wojska zmagającego się na froncie sowieckim z surowymi warunkami zimowymi. Celem akcji Bollwerk było zniszczenie magazynów i zgromadzonych w nich zapasów dla niemieckich żołnierzy walczących z Sowietami na wschodzie. Istotniejszy od celu typowo logistycznego czy ekonomicznego był jednak wymiar polityczno-propagandowy akcji, związany z ówczesną sytuacją w Europie.

Na czym on polegał?

Wszystko zaczęło się 22 czerwca 1941 roku. Dotychczasowi sojusznicy: Sowieci i Niemcy stanęli wobec siebie w stanie wojny. Zaatakowani przez Niemców Sowieci szukali wówczas sojuszników i byli skłonni do ugody nawet z największymi wrogami. Zwolennikiem normalizacji stosunków ze Związkiem Sowieckim był premier Rządu Rzeczpospolitej na Uchodźstwie, gen. Władysław Sikorski. Na sojuszu Polaków z czerwonoarmistami zależało też Brytyjczykom. Oni bardzo liczyli na potencjał demograficzny Sowietów, na te miliony żołnierzy Armii Czerwonej, które miały wyzwolić zajętą przez Niemców Europę. Zatem trochę pod wpływem Londynu, dla którego Polacy byli dotąd największymi sojusznikami w walce z Niemcami, zawarto 30 lipca 1941 roku układ Sikorski-Majski o wznowieniu stosunków dyplomatycznych między Polską a ZSRS. Za nim poszła konwencja wojskowa podpisana 14 sierpnia 1941 roku, która zakładała, że ZSRS pozwoli na swoim terytorium tworzyć Armię Polską. Dowodzić miał nią gen. Władysław Anders, a żołnierzami mieli być w dużej mierze ci, którzy wcześniej zostali wzięci do niewoli, m.in. w obozach w Ostaszkowie, Starobielsku, czy Kozielsku.

3 grudnia 1941 roku doszło do spotkania gen. Sikorskiego z Józefem Stalinem, podczas którego Sikorski w imię dobrej współpracy i w zamian za zgodę na tworzenie Armii Polskiej na terenie ZSRS, zobowiązał się do wsparcia Sowietów na zapleczu frontu niemiecko-sowieckiego. Propozycja zakładała stworzenie dywersyjnych oddziałów pozafrontowych, które będą Niemcom utrudniać przede wszystkim kwestie logistyczne, czyli dowożenie oddziałów i zaopatrzenia na front wschodni. W tym celu utworzono organizację o nazwie Związek Odwetu. Miał on swoje oddziały w różnych regionach kraju, które prowadziły działania dywersyjne polegające na rozkręcaniu torów kolejowych, podpalaniu cystern na bocznicach, wykolejaniu pociągów. Były to różnego rodzaju akcje bojowe, które skutecznie dezorganizowały działania armii niemieckiej poprzez paraliż zaopatrzenia czy mobilizowanie wojsk. Zaplanowano też szereg większych akcji pod wspólnym kryptonimem "Wachlarz". Akcja "Bollwerk" miała być pierwszą z nich. Miejsce nie było najlepsze, bo działalność konspiracyjna była w Kraju Warty bardzo utrudniona.

Dlaczego?

Formalnie Poznań i Wielkopolska nie były pod okupacją, tylko stanowiły część III Rzeszy. Niemców było tu bardzo dużo i oni monitorowali wszystko. Od jesieni 1939 roku Niemcy zaczęli też wysiedlać Polaków ze śródmieścia. Arthur Greiser, namiestnik Rzeszy w  "Kraju Warty", zarządził, że w Poznaniu  nie ma prawa mieszkać żaden Polak. Stale powiększająca się, kosztem wysiedlanej polskiej, liczba ludności niemieckiej nie sprzyjała konspiracji. Ponadto do działających struktur konspiracyjnych przenikali agenci. Często były to typowo sąsiedzkie relacje. To właśnie głównie za pomocą takich informatorów rozpracowano akcję "Bollwerk". Pomimo że nieliczne, Wielkopolskie Kierownictwo Związku Odwetu, którym dowodził porucznik Czesław Surma, było bardzo dobrze zorganizowane. Tworzyli go oficerowie, którzy do tego typu zadań byli przygotowywani już przed wojną przez Oddział II Sztabu Głównego. Był to oddział wywiadowczy, który m. in. wówczas organizował specjalne kursy dla oficerów z zakresu tworzenia oddziałów dywersyjnych na wypadek wojny i okupacji. Oficerowie, którzy tworzyli Związek Odwetu w Wielkopolsce byli więc profesjonalistami, a sama akcja perfekcyjnie przygotowana.

Jaki był przebieg akcji?

Na specjalny osobisty rozkaz gen. Sikorskiego, który nadszedł do Poznania tuż przed rozpoczęciem wywożenia zawartości magazynów na front, przystąpiono do realizacji planu. Oddział liczył ok. 35 osób. W samej akcji brało udział 12 żołnierzy, którymi dowodził starszy sierżant Michał Garczyk, pseudonim "Kuba". Zgodnie z planem grupa zakradła się do magazynów w nocy z 20 na 21 lutego 1942 roku. Wcześniej konspiratorzy przygotowali sterowany zegarowo zapłon oraz "ścieżki pożarowe" ułożone z łatwopalnych materiałów zgromadzonych w magazynach. Do współpracy zaangażowali "ekę" Ślepego Antka, czyli Antoniego Gąsiorowskiego i jego kumpli. Plan został zrealizowany perfekcyjnie, magazyny spłonęły. Niemcy oszacowali swoje straty na 1,5 mln marek.

Jaka była rola Ślepego Antka i jego eki?

Ślepy Antek jest niewątpliwie najbardziej malowniczą, wręcz filmową postacią w całej tej historii. Był mieszkańcem Chwaliszewa, który miał swoją "ekę", czyli bandę, grupę chłopaków, którzy piją, biją po knajpach, ale jak potrzeba to są patriotami i bohatersko stają do walki. Nie byli to więc  przysłowiowi "menele", tylko ludzie, którzy mają swoje zasady i normy moralne. Gąsiorowski pracował jako woźnica w firmie "Hartwig", która także miała swoje magazyny w okolicach obecnej ul. Szyperskiej. W związku z tym razem ze swoją eką - robotnikami z portu - doskonale się do tej akcji nadawał. Nikt lepiej niż Ślepy Antek nie znał terenu planowanej akcji. Codziennie tam coś przywoził, odbierał, znał każdy zakamarek, miał codzienny kontakt z pracownikami tych magazynów, nie był obcy. Jego zadaniem było zorganizowanie miejscowych i rozpoznanie terenu. Brał też udział w samej akcji. Było to człowiek niezwykle zdeterminowany, inteligentny, o silnym poczuciu patriotyzmu. Zginął w okolicznościach bardzo dramatycznych, podczas przesłuchań. Represje spotkały też całą jego rodzinę. Antek Gąsiorowski został aresztowany w czerwcu 1943 roku i przewieziony do siedziby Gestapo przy Młyńskiej. Wieść niesie, że podczas przesłuchania, mając związane ręce, rzucił się do gardła jednego z gestapowców, chcąc przegryźć mu tętnicę. Informację tę przekazała pielęgniarka szpitala przy ul. Łąkowej, do którego przewieziono rannego gestapowca.

Co stało się z pozostałymi uczestnikami akcji?

Wszyscy ponieśli śmierć. Jedynym, który przeżył wojnę w obozie koncentracyjnym był Roch Kowalski. Pozostali zostali skazani na śmierć. Proces uczestników akcji "Bollwerk" odbył się 16 listopada 1943 roku przed Sądem Specjalnym w Poznaniu, czyli "Sondergericht Posen". Rozpracowanie akcji trwało dość długo. Początkowo Niemcy nie podejrzewali podpalenia. Polacy zorganizowali bowiem wszystko w sposób bardzo przemyślany. Zapalnik umieszczono w piecyku elektrycznym. Wykorzystanie bardzo łatwopalnych materiałów spowodowało, że wszystko doszczętnie spłonęło, nie pozostawiając żadnych śladów. Specjalna grupa śledcza, która przyjechała z Berlina, by zbadać sprawę, pomimo drobiazgowego śledztwa nic nie wykryła. Później sprawę przejęło miejscowe Gestapo. Bardzo długo myśleli, że było to przypadkowe zapalenie. Ustalenie przebiegu wydarzeń i wykrycie sprawców zajęło im ponad rok.

Na właściwe tory nakierowali śledczych dopiero donosiciele, czyli agenci, którzy przenikali do polskich struktur konspiracyjnych. Dzięki informacjom od nich wykryli, że magazyny padły ofiarą dywersantów. Gestapo aresztowało uczestników akcji. Wielu z nich zginęło w trakcie brutalnych przesłuchań, w tym przywódca grupy - starszy sierżant Garczyk. Przesłuchiwano go najpierw w siedzibie Gestapo przy Niezłomnych, czyli dzisiejszym Domu Żołnierza, potem w Forcie VII. 17 grudnia 1943 roku został zamordowany w więzieniu przy ulicy Młyńskiej. Po aresztowaniach nastąpiła fala represji niemieckich. Ich zakres był bardzo duży, objął także rodziny uczestników akcji.

Jakie były skutki i znaczenie akcji "Bollwerk"?

Z punktu widzenia późniejszej działalności konspiracyjnej skutki akcji "Bollwerk" były dość bolesne, ona nie tylko jej nie rozbudziła, ale wręcz sparaliżowała. Represje były bardzo dotkliwe. Gestapo zdziesiątkowało szeregi nielicznego, ale prężnie zorganizowanego wielkopolskiego podziemia. To przekonało władze zwierzchnie, że konspiracja w Poznaniu jest trudna. Więcej akcji na taką skalę tutaj nie robiono. Przeprowadzano natomiast szereg mniejszych sabotażowanych działań. Ciekawą postacią był tutaj dr Franciszek Witaszek, lekarz, który w ramach Związku Odwetu stworzył komórkę dywersji. Miał swoją pracownię, w której produkował środki dywersyjno-sabotażowe. Były to po prostu trucizny, którymi truto uciążliwych gestapowców, i inne preparaty do skażania żywności czy wody. Produkowano też bomby z opóźnionym zapłonem, które umieszczano w pociągach transportujących sprzęt i zaopatrzenie dla niemieckiej armii na froncie wschodnim.

Znaczenie akcji "Bollwerk" polega głównie na politycznym geście, ukłonie wobec nowych sojuszników, a także wobec Brytyjczyków, którym zależało na tym sojuszu. Była to więc bardziej akcja polityczna i propagandowa, niż ekonomiczna i logistyczna. Straty Niemców spowodowane spaleniem magazynów, nie miały większego znaczenia dla przebiegu walk na froncie wschodnim. To był olbrzymi front i strata kilkuset ton towarów nie zrobiła Niemcom większej szkody.

Ważne jest jednak to, że za tą pierwszą poznańską akcją poszły kolejne, które już w większym stopniu przełożyły się na działania Niemców na wschodzie. Choćby akcja "Wieniec", polegająca na sparaliżowaniu wszystkich linii kolejowych wokół Warszawy, przez co komunikacja ze stolicą była przez jakiś czas bardzo utrudniona.

Czy polityczny cel akcji został osiągnięty?

Niestety, mimo że akcja była głośna i spektakularna, odzew ze strony sowieckiej był bardzo nikły. Sowieci okazali się bardzo niewdzięcznymi sojusznikami. Podobnie zresztą było w przypadku kolejnych działań realizowanych w ramach akcji "Wachlarz". Sowieci zupełnie nie docenili tego, że przybliżaliśmy ich w ten sposób do zwycięstwa nad Niemcami. W 1943 roku, gdy działania tego typu prowadzone były na szerszą skalę, momentami dochodziło do paraliżu komunikacyjnego, np. kolei, która zaopatrywała front wschodni. To naprawdę pomogło. Niestety nie doczekaliśmy się podziękowań. W zamian za to Sowieci zerwali z nami stosunki dyplomatyczne. Pretekstem było to, że posądzaliśmy ich o zbrodnię katyńską. Stalin wypowiedział układ Sikorski-Majski. Co więcej, przez kolejne 40 lat służąca Sowietom akcja "Bollwerk", nie mogła zostać upamiętniona. W czasach komunistycznych w ogóle nie wolno było o niej mówić. Dopiero w 1982 roku, nie bez trudności, odsłonięto przy ul. Estkowskiego, tuż przed mostem Chrobrego, pomnik upamiętniający uczestników akcji "Bollwerk".

Z czego to wynikało?

Kontekst na to nie pozwalał. Mówiąc o akcji "Bollwerk" przy okazji kolejnych rocznic, musiano by wspomnieć o tym, że miała ona pomóc Armii Czerwonej. A londyński rząd emigracyjny RP, który był inicjatorem tych działań, przedstawiany był przez komunistów jako rząd kolaborantów niemieckich, zdrajców. Gdyby zaczęto mówić oficjalnie o akcji "Bollwerk", zaprzeczono by całej tej linii propagandowej. A dla ówczesnych komunistycznych władz Polski przyznanie, że rząd londyński pomagał Armii Czerwonej, było nie do pomyślenia. Żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego mordowano, lub brutalnie represjonowano, byli w PRL-u obywatelami drugiej kategorii.

Rozmawiała: Joanna Żabierek

Prof. dr hab. Grzegorz Łukomski, historyk, niemcoznawca, jest pracownikiem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Swoje zainteresowania badawcze koncentruje wokół problematyki historii politycznej i wojskowej oraz antropologii kultury kresów wschodnich i zachodnich Rzeczypospolitej (XIX i XX w.) oraz tożsamości i kultury politycznej polskiej diaspory cywilnej i wojskowej po drugiej wojnie światowej, zwłaszcza na terenie Wielkiej Brytanii. Jako niemcoznawca bada polsko-niemieckie związki i odniesienia polityczne, militarne i kulturowe na terenie Wielkopolski oraz Pomorza.

Jest autorem ponad 30 książek, licznych artykułów naukowych, recenzji, biogramów, a także not biograficznych w słownikach i encyklopediach. Popularyzuje wiedzę o historii na łamach prasy krajowej i zagranicznej, a także w programach radiowych i telewizyjnych. Współpracuje m.in. z TVP Historia, TVP 3 oraz Telewizją WTK.