Pomaga, ratuje życie - Marta Popławska, pracownik socjalny

 - Działałam instynktownie. Spełniłam po prostu swój obowiązek - mówi Marta Popławska, pracownik socjalny poznańskiego MOPR, która uratowała życie swojego podopiecznego. Mężczyzna prawdopodobnie chciał popełnić samobójstwo. 

Marta Popławska i Jędrzej Solarski - grafika artykułu
Marta Popławska i Jędrzej Solarski

Pani Marta szła na umówiony wywiad ze swoim podopiecznym. Mężczyzna miał w  ostatnim  czasie problemy rodzinne. Nie mógł też znaleźć pracy. Mieszka w zaadoptowanym pawilonie handlowym na Piątkowie.

- Zapukałam, nikt nie otwierał. Drzwi były lekko uchylone, więc weszłam do środka - opowiada pani Marta - Zastałam klienta siedzącego z workiem na śmieci na głowie. Do tego worka miał podprowadzony gaz - obok stała odkręcona butla. Zdjęłam ten worek i okazało się, że ten pan jest nieprzytomny. Natychmiast zadzwoniłam po pogotowie.

W sumie w mieszkaniu były aż trzy odkręcone butle gazowe, co groziło wybuchem. Pani Marta początkowo gazu nie wyczuła, bo była przeziębiona. Nie spodziewała się też, że zastanie podopiecznego w takiej sytuacji, bo jak przyznaje, nie sygnalizował wcześniej problemów tego typu. Mówił jedynie o kłopotach ze znalezieniem pracy i rozpadzie małżeństwa.

- Wszystko potoczyło się bardzo szybko i tak naprawdę nie miałam czasu, by pomyśleć, że gaz może wybuchnąć, że coś może mi się stać. Działałam pod wpływem chwili. Z trudem, ale udało mi się namówić przechodzącą w pobliżu pawilonu osobę, by mi pomogła wynieść pana na zewnątrz - mówi Marta Popławska - Na szczęście pogotowie przyjechało bardzo szybko. Jeszcze szybciej pojawili się strażacy, którzy zakręcili i zabezpieczyli butle z gazem.

Marta Popławska w MOPR pracuje zaledwie kilka miesięcy. Choć uratowała człowiekowi życie, nie uważa się za bohaterkę.

- W pewnym momencie życia stało się dla mnie jasne, że to jest to, co chcę robić. Chcę pomagać ludziom i staram się to robić najlepiej, jak umiem - mówi pani Marta. - Praca jest oczywiście trudna. Nie zawsze spotykamy się z wdzięcznością naszych klientów, ale też jej nie oczekujemy.  

Pracownik socjalny, jak podkreśla dyr. poznańskiego ośrodka Włodzimierz Kałek, musi być przygotowany na wiele trudnych sytuacji. Nierzadko spotyka się z agresja podopiecznych.

- Zdarza się, że klienci są pod wpływem alkoholu, próbują zastraszać pracowników. Mieliśmy już takie przypadki, że nasz pracownik musiał uciekać przez okno, czy został przez klienta zamknięty na balkonie - mówi dyr. Kałek - Pani Marta, choć pracuje od niedawna, zachowała się bardzo świadomie. To, co mnie szczególnie ujęło, to fakt, że po całym zdarzeniu, pani Marta, po prostu poszła dalej na kolejne umówione spotkania ze swoimi klientami.

Uratowany mężczyzna przebywa obecnie w szpitalu. Jest pod opieką psychologa. Wiadomo też, że odwiedziła go córka. Pani Marta zapewnia, że jak wróci do domu, na pewno będzie mógł liczyć na jej pomoc.

Joanna Żabierek/biuro prasowe