Odcinek drugi

        Gdy po Nowym Roku skradzione pieniądze zaczęły się kończyć, mężczyźni wrócili do Poznania. Dodatek specjalny "Dziennika" z 3 stycznia zawierał ponadto notkę o napadzie rabunkowym na rowerzystę 2 stycznia na szosie pomiędzy Nowym Miastem a Solcem (ówczesny powiat średzki). Wszelkie poszlaki pozwalały i ten czyn przypisać Bednarczykowi i Grelce. I rzeczywiście, poszkodowany wówczas Leon Liedke został później świadkiem w sprawie o zabójstwo księdza. Świadków znalazło się kilkunastu, m.in. gospodyni księdza oraz listonosz. Bednarczyk i Grelka nie spodziewali się, że zostaną ujęci przez policję tuż po przyjeździe do Poznania. Akcja odbyła się 2 stycznia przy ul. Marszałka Focha u rogu ulicy Śniadeckich. Przestępcy nie stawiali nawet oporu, ponadto przy Bednarczyku znaleziono nabity rewolwer - ten, sam, z którego zastrzelił on księdza Masłowskiego.

Rozłam

        Rozprawa przeciwko Bronisławowi Bednarczykowi i Janowi Grelce odbyła się w dniach 16-17 stycznia 1933 r. Zgromadziła na sali sądowej ogromną publiczność, a bilety na nią sprzedawano już na kilka dni wcześniej. "Przed godziną 9-tą rano wprowadzono pod silną eskortą policyjną oskarżonych. W długich płaszczach aresztanckich zmarznięci wchodzą na salę Bednarczyk a następnie Grelka"[1]. Po odczytaniu aktu oskarżenia odbyło się przesłuchanie oskarżonych. Co ciekawe, Bednarczyk przyznał się do całej winy, okazał skruchę i zapewnił, że gdyby nie namowy towarzysza, zbrodni by nie popełnił. Broń zdobył od pasera, a wcześniej strzelał tylko raz, w polu.  

        Grelka natomiast do winy się nie przyznał. Przez całą rozprawę utrzymywał, że feralnego 30 grudnia dwukrotnie przypadkowo spotkał Bednarczyka. Za drugim razem udali się do zakładu starzyzny, do kina, a potem Bednarczyk wprosił się do domu rodziców Grelki. W drodze powrotnej do Poznania podobno to młodszy kolega namówił Grelkę do napadu na rowerzystę, grożąc mu bronią w razie odmowy. "Zkolei następuje konfrontacja oskarżonych. Obaj wyrzucają sobie kłamstwo, w pewnym momencie usiłują się nawet rzucić na siebie. Policja ich rozdziela"[2].

Na deser czekolada i pączki

        Wyrok zapadł 17 stycznia. Sąd, wysłuchawszy także zeznań świadków, mowy podprokuratora i obrońców, skazał Bronisława Bednarczyka i Jana Grelkę na karę śmierci. Pomimo wystosowania przez obrońców wniosku do Prezydenta Rzeczypospolitej o prawo łaski i zamianę kary na dożywotnie więzienie, nie udało się ułaskawić zabójców księdza Masłowskiego. Wobec tragicznego przeznaczenia mężczyźni przyjęli przeciwne postawy: Bednarczyk poprosił o księdza, wyspowiadał się i w drodze na śmierć odmawiał modlitwę, Grelka odmówił na propozycję jakiejkolwiek duchowej pomocy. "Nie chcę żadnego księdza. W Boga nie wierzę. I wy również nie wierzcie w Boga"[3] - mówił do swych dwóch sióstr, które przyjechały, by się z nim pożegnać.

        Ostatnim życzeniem skazańców było, by mogli otrzymać trochę czekolady, pączków, tortu i papierosów. Bronisław Bednarczyk i Jan Grelka zginęli na szubienicy 18 stycznia.    

sieci społecznościowe